czwartek, 3 października 2013

Sztuka cenniejsza niż złoto

Jedna Pani Profesor zapewniała mnie ostatnio, że kiedy historyk sztuki zagłębia jakiś temat koniecznie zagląda do Sztuki cenniejszej niż złoto, aby dowiedzieć się, co na dany temat ma do powiedzenia wielki autorytet wśród tego fachu, profesor Jan Białostocki.

Sztukę cenniejszą niż złoto zaczynałam już czytać przynajmniej kilka razy. Pierwszy raz, jeszcze w liceum, przygotowując się do matury z historii sztuki. Wtedy próbowałam ją czytać jak powieść, do poduszki. Szło mi całkiem nieźle. Zakładka mówi, a zakładka nie kłamie, że doszłam aż do rozdziału VII, czyli skończyłam średniowiecze i już prawie zaczynałam renesans. Potem, już na studiach, zaglądam do konkretnych rozdziałów a nawet niewielkich fragmentów przy okazji przygotowywania różnych uczelnianych projektów.

Teraz, zaintrygowana opinią Pani Profesor, przyjęłam zupełnie odmienną taktykę. Czytam rozdziałami, zupełnie nie po kolei. Ktoś może powiedzieć, że nie po kolei to mam w głowie. Taki ktoś może być nawet bardzo blisko prawdy, a jednak tak mnie jest wygodniej. Dzisiaj interesuje mnie iluzjonistyczne malarstwo baroku. Więc czytam rozdział temu poświęcony. Przy okazji coś zanotuję. Wychwycę jakąś ciekawostkę. A nawet zrobię notatkę. Uwaga, bazgrzę bezlitośnie po swoich książkach. Niezależnie od ceny, jaka widnieje z tyłu na okładce.

Bardziej gorszące dla kogoś może być to, co napiszę teraz. Otóż być może profesor Białostocki Ameryki nie odkrywa. Tzn. może ją odkrywał kilkadziesiąt lat temu, kiedy Sztukę... publikował. A Pani profesor też wiekowa... W każdym razie jest to miła odskocznia od bardziej szczegółowych analiz, z którymi mam do czynienia na co dzień. Ot tak, taki przyjemny przerywnik. Całkiem bogaty w różne perełki.

Samą mnie zastanawia, czy kiedyś przeczytam Sztukę... w całości? Jeśli tak, to będzie to wielki dzień dla mojego samorozwoju. Na pewno Was o tym poinformuję.

Wiadomo, z moją konsekwentnością jest różnie. Gdy tylko coś postanowię, gdy tylko stworzę plan działania, to niemal mogę być pewna, że przynajmniej połowy z tych rzeczy nie zrobię. Może zbyt ambitnie podchodzę do układania takiego planu? A może po prostu należy wyćwiczyć swoją konsekwentność? Chociaż, jeśli chodzi o niektóre rzeczy, potrafię być zaskakująco konsekwentna. Jakieś pomysły na większą skuteczność w realizacji planów? Może system nagród? Ale bez kar, kary mnie nie mobilizują.

Na październik mam zaplanowane coś specjalnego. Ciekawe, jak tym razem mi pójdzie?


A miałam napisać o czymś zupełnie innym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz