niedziela, 29 września 2013

Nie wiem, czy każdy czas  jest dobry na zmiany. Również nie wiem, czy zawsze wychodzą mi owe zmiany na dobre. Wiem jednak, że czasem ich bardzo potrzebuję i dopóki ich nie wprowadzę w życie wiercą mi dziurę w brzuchu i nie dają być.
Niekiedy wystarczy założyć bluzę, o której istnieniu się już zapomniało, pomalować paznokcie na inny niż zazwyczaj kolor, wyjść z łóżka z drugiej strony niż każdego innego poranka.
Tak, czasem takie drobne zmiany wystarczają. Usypiają na chwilę potrzebę zmian i pozwalają przez jakiś czas normalnie funkcjonować. A mimo to, ta potrzeba zmiany dalej gdzieś tam drzemie i wystarczy niewielki impuls, żeby ją zbudzić.
Lubię ten moment, kiedy wraz z potrzebą zmian budzą się we mnie chęć do bycia i umiejętność cieszenia się. To dla mnie idealny czas. Moja głowa jest pełna pomysłów, inspiracji, myśli. Czasem aż muszę przysiąść na chwilę, aby te myśli uporządkować. Wiadomo, w myśl przysłowia, gdzie kucharek sześć..., kiedy jest ich za dużo ciężko cokolwiek zrobić.

Dzisiaj, zamiast jesieni, czuję wiosnę w powietrzu. Może to dzięki temu słońcu. Może to dzięki czemu innemu. W każdym razie, myślę, że na jesień będzie tu mnie trochę więcej. I może nie tylko tu. Po prostu będzie mnie więcej. Na pewno nie prześpię jesieni i zimy tym razem.

Czuję dzisiaj impresjonizm.

Claude Monet, Autumn on the seine at Argenteuil, 1873
Źródło


czwartek, 19 września 2013

Jak powinna wyglądać rewolucja?

Rewolucja. Każdy z nas ma swoje skojarzenia związane z tym pojęciem. Jednak jestem pewna, że to, co będzie wspólne dla naszych definicji, to takie słowa, jak znaczące zmiany zachodzące w stosunkowo krótkim czasie. Czy ktokolwiek z nas wyobraża sobie rewolucję taką, jaką zaproponował nam Mario Vargas Llosa?

Rewolucjonista. Każdy z nas ma swoje wymagania względem prawdziwego rewolucjonisty. Czy Alejandro Mayta spełniłby je chociaż po niewielkiej części? Czy nie byłby dla nas rozczarowujący jako rewolucjonista?

Mario Vargas Llosa wykreował postać Mayty w sposób zupełnie niezwykły. Poprzez mistrzowską narrację zapoznaje nas z człowiekiem o wielu twarzach. Można powiedzieć, ilu świadków wydarzeń, tylu Alejandrów. Dla każdego z nich był kimś innym.
Aby dać nam pełen obraz Mayty na kolejnych kartach powieści narrator spotyka osoby związane z nim w najróżniejszy sposób. Spotykamy jego współtowarzyszy partyjnych, matkę chrzestną, siostrę Vallejosa, byłą żonę Mayty... Ich wspomnienia przeplatają się, uzupełniają a czasem całkowicie wykluczają. Zamyka je osobiste spotkanie autora z Maytą. Jakie na nim zrobi wrażenie rewolucjonista? Czy te informacje, do których dotarł w trakcie rocznego śledztwa znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości? Czy ten starszy, zniszczony przez życie i pozbawiony ideałów mężczyzna, to naprawdę nasz Alejandro? Co takiego musiało się wydarzyć, że przestał wierzyć w rewolucję?

Alejandro Mayta to trockista, wierny członek RPR(T). Jego czas upływa na działaniach partyjnych, pisaniu artykułów dla „Głosu Robotniczego” a także kolportażu gazety. Co na pewno zadziwi czytelnika to skala działań partii. Czy wyobrażamy sobie dzisiaj partię składającą się z zaledwie kilku członków? W kluczowym dla siebie momencie Mayta spotyka młodego człowieka przepełnionego nie tylko rewolucyjnymi ideałami, ale przede wszystkim energią do działania. Ta energia, ta świeżość staje się odżywcza dla Mayty. Sprawia, że jego nadzieje na zmiany rodzą się na nowo, ale tym razem, w jego oczach, ich realizacja jest tuż na wyciągnięcie ręki.

Llosa nas czaruje kunsztem swojego warsztatu literackiego. Zabiera nas w podróż do Peru. Niespokojnego, pełnego zamieszek, brudnego. Czy Peru czasów Mayty wyglądało podobnie? Czy nastąpiły zmiany tak bardzo upragnione przez Maytę? Zmiany, dla których walczył i tak wiele poświęcił wraz z swoim przyjacielem Vallejosem. My, czytelnicy, zadajemy sobie pytanie: Jaki to miało sens, Mayta?

Zaczął marzyć. Jakie będzie Peru za kilka lat? Będzie pracowitym mrowiskiem, odbijającym w skali całego kraju atmosferę, jaka dzięki idealizmowi chłopców panowała w tej furgonetce. Tak jak oni teraz, czuć się będą wtedy chłopi, właściciele swojej ziemi, i robotnicy, właściciele swoich warsztatów pracy, i urzędnicy, świadomi tego, że służą całej społeczności, nie zaś imperialistom, milionerom czy też lokalnym kacykom lub partiom. Zniknie dyskryminacja i wyzysk, zniesione zostanie prawo dziedziczenia i w ten sposób położy się podwaliny pod równość wszystkich obywateli.1

Innym problemem, który autor umiejętnie wplata pomiędzy wiersze głównej historii o Alejandrze, jest sam proces literacki, dochodzenie do prawdy i kreowania bohatera. Wielokrotnie podkreśla, że powieść, którą właśnie tworzy ma być fikcją. Nie zdradzi nam prawdziwego imienia i nazwiska bohatera a wydarzenia tak pokręci, że nawet ci, którzy znają Maytę, nie będą wiedzieć, że to chodzi o niego. Jednak, i tak chce poznać prawdę, aby móc kłamać z wiedzą o prawdzie. Chce stworzyć raczej coś inspirowanego jego życiem. Nie chodzi o biografię, lecz o powieść. Jakąś bardzo luźną historię o tamtej epoce, środowisku Mayty i o sprawach, które się wtedy działy.2

Historia Alejandra Mayty to moje pierwsze spotkanie z twórczością Maria Vargas Llosy. I na pewno nie ostatnie. Chociaż na pierwszy rzut padło na książkę zaangażowaną politycznie, pisarz uwiódł mnie swoim prowadzeniem narracji. Tak, czasem nie miałam pojęcia, czy jestem w czasach Mayty, czy współczesnych narratorowi. Szczególnie na początku, jednak wraz z każdą stroną mój umysł przyzwyczajał się do tych zmian narracji i wraz z każdą stroną byłam coraz mocniej zaintrygowana akcją i związana z naszym komunistą.


Źródło




1Str. 254-255
2Str. 18

wtorek, 10 września 2013

Chcę ci tylko oddać twoje terytorium

Nie lubię rozmawiać o sztuce współczesnej. Wciąż unikam jej interpretacji. Być może trochę się jej boję. Albo po prostu nadal jej nie rozumiem. Moje uczucia względem niej są bliżej nieokreślone. Ni to chłodne, ni gorące. A jednak, ostatnio coraz częściej zaprząta moje myśli. Zaczynam zadawać sobie na jej temat pytania. Wiele z nich zakiełkowało w mojej głowie po wizycie, najpierw w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie a potem w krakowskim MOCAKU'u.  Zaskoczona jestem tym, jakie wrażenie zrobiły na mnie te miejsca. Przekraczając ich próg, poczułam jakbym w końcu odnalazła swoje miejsce na ziemi. Wszystko robiło na mnie ogromne wrażenie, zadziwiało i zmuszało do refleksji. Będąc w takich miejscach ogarnia mnie dziwnego rodzaju panika, że nie zdążę zobaczyć wszystkiego, że jakiś niezwykły szczegół umknie mojej uwadze. Wtedy staję w takiej galerii i w pierwszym momencie czuję się taka zagubiona, że nie mam pojęcia, w którą iść stronę. W takich chwilach mam ochotę powiedzieć: Rozdzielamy się! Ty idź w prawo, ja w lewo... Tak, wiem, totalne szaleństwo. Ale, czy komuś to przeszkadza?
Nie chcę opowiadać o tych dwóch miejscach jednocześnie. To, co je zdecydowanie łączyło, to bardzo przemyślana organizacja przestrzeni. Tym urzekły mnie najbardziej. I jeszcze jedno, bookstores. I tu, i tu, fantastycznie zaopatrzone. Przede wszystkim w książki o sztuce, oczywiście. Ale jakie książki o sztuce! Aż się w głowie może zakręcić od ilości zagranicznych wydawnictw. Bardzo żałuję, że tak niewiele z nich jest przetłumaczonych na język polskich a ceny anglojęzycznych są zatrważające. Teraz już przynajmniej wiem, gdzie ich szukać.

Źródło
Źródło


Jednym z moich odkryć tych szaleńczych wizyt jest Piotr Lutyński i jego Terytorium. Wchodząc do Galerii Alfa zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać.

Piotr Lutyński, co mnie pozytywnie zaskoczyło, urodził się w Tychach w 1962. Dla jego twórczości charakterystyczne jest łączenie sztuki abstrakcyjnej z naturą. W jego instalacjach zobaczymy przedmioty, które mogą nas zadziwić, począwszy od ptasich jaj, piór, wosku, drewna, martwych owadów a skończywszy na... żywych zwierzętach. Po Galerii Alfa chodziły kaczki :)



Wystawa jest efektem ciągłych poszukiwań metafizycznej furtki pomiędzy światami żywych i umarłych. Swój projekt artysta rozpoczął  performansem, podczas którego spacerował ulicami miasta z głową jelenia. Chciał przez to "przywrócić" mu jego dawne (zajęte przez człowieka) terytoria.
Odwiedzając Galerię znajdziecie się w pokoju, wypełnionym dźwiękiem i obrazem, zamieszkanym przez jelenia.

 




Dobra wiadomość jest taka, że wystawę możecie jeszcze zwiedzić do 29. września. We wtorki wstęp jest wolny, więc może warto spróbować, zobaczyć i przekonać się na własnej skórze, czy sztuka to tylko Rembrandt i Picasso?




poniedziałek, 2 września 2013

Back to home

Wróciłam. Torby leżą jeszcze nierozpakowane. Znowu siedzę przy swoim biurku, w swoim czerwonym pokoju, na swoim ukochanym krześle. Głowa wciąż pełna wrażeń. Próbuję sobie wszystko na nowo poukładać. Tutaj, gdzie póki co, jest mój dom. Trochę odwykłam od tego domowego rozgardiaszu, rozmów przy obiedzie, śmiechów w kuchni podczas gotowania, ale także od ciągłego zabiegania, kolejek do łazienki i małych siostrzanych humorków. Zauważam, że brakowało mi przez te ostatnie tygodnie przytulności, kontaktu z bliską osobą a przede wszystkim słów.
A mimo to, ten wyjazd był tym, czego w tamtym momencie potrzebowałam. Wróciłam odmieniona. Sama jestem zaskoczona zmianami, które we mnie nastąpiły. Może nie są one rażące dla otoczenia, ale dla mnie są bardzo widoczne. Teraz już się nie boję. Ani podejmować decyzji ani realizować swoich marzeń.
Czy jeszcze kilka miesięcy temu KTOŚ by przypuszczał, że tak świetnie sobie poradzę sama? Ja, która nie potrafiłam nawet zrobić zakupów dla siebie samej, nie myśląc o wszystkich wokół a na samą myśl o wyjściu samej z domu na spacer, dostawałam gęsiej skórki. Przez dwa miesiące pracowałam, zwiedzałam, oglądałam, poznawałam ludzi. Nieraz płakałam. Nieraz się zdziwiłam. Za to wiele razy się uśmiechałam, do człowieka, do sytuacji, obiektu, natury.
Tak, to był niezwykły czas. Chociaż, powrót do domu mnie również cieszy. Jeszcze kilka chwil i znowu będę się tutaj czuła, jak w domu.