wtorek, 5 stycznia 2016

Nie wiem, jak Ty, Drogi Czytelniku, ale zawsze mam dla siebie świetne usprawiedliwienie. ZAWSZE, powtarzam ZAWSZE, znajdę wytłumaczenie dlaczego czegoś nie zrobiłam, dlaczego czegoś generalnie nie robię i nie zamierzam robić. Zbyt łatwo wybaczam sobie swoje lenistwo, brak organizacji, motywacji i tak dalej i tak dalej...

Wracam zmęczona z pracy. Nie będę niewolnikiem własnego domu. Za dużo na głowie. Stres. Zła aura. Pogoda nie taka. Deszcz. Boląca głowa. Trudny dostęp do książek. Nie mogę się skupić. Zimno. Mokro. I tak nie wchodzi mi nic do głowy. Nie potrafię tego zapamiętać. Zaraz i tak zapomnę.

I tak w kółko.

Obserwuję osoby, które w ubiegłym roku przeczytały 52 książki. Nie wiem, czy przeczytałam przynajmniej z 15. Gdy przestałam o nich pisać, zauważyłam w sobie zmianę podejścia do książki. Teraz to tylko rozrywka. Czytam dla zabicia czasu. Nie analizuję, nie podkreślam, nie koncentruję się na akcji, sylwetkach bohaterów. Czytam, jakby etykietę na musztardzie - oby tylko zająć czymś wzrok przy śniadaniu.

Mieszkam w mieście, gdzie mogę spotkać sztukę pisaną wielkimi literami. Kilkanaście muzeów, światowe wystawy, zupełnie nowatorskie podejście do sztuki nowoczesnej, kilkadziesiąt minut jazdy samochodem i świat średniowiecznych budowli stoi przede mną otworem. W ciągu roku nie byłam w żadnym muzeum. Nie zobaczyłam żadnej wystawy. Ba, nie wyjechałam nawet z Frankfurtu.

Nigdy nie pisałam tutaj szczególnie dużo. Z różnych powodów. Najczęściej wydawało mi się, że nie bardzo mam o czym pisać. A przecież jest tyle rzeczy, które wzbudzają mój zachwyt, które inspirują i są świeżym tchnieniem w tej naszej codzienności...

Języki. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała do nich głowę. Raczej zawsze byłam na nie odporna. Chociaż językiem angielskim od dłuższego czasu posługuję się na co dzień, czasem myślę, że większą wiedzę miałam w klasie maturalnej niż dzisiaj. Mimo, że wtedy była to głównie wiedza a dzisiaj po prostu moje gadulstwo. Jeśli chodzi o język niemiecki, po ponad roku mieszkania we Frankfurcie, do mistrzostwa mam opanowane jedynie nieużywanie tego języka. Na pytania zadane w języku niemieckim, zawsze odpowiem językiem angielskim. Dopiero po bardzo wyraźnym sygnale dogadamy się tylko w języku niemieckim, użyję go bądź wycofam się z konwersacji.

W mojej głowie pojawia się pytanie, skoro tak wiele udało mi się osiągnąć w ubiegłym roku, mimo tego ciągłego, uporczywego lenistwa, braku większych ambicji, motywacji, olewactwa i jakby tego jeszcze nie nazwać, to jak może wyglądać ten rok, jeśli wykażę przynajmniej minimalne zaangażowanie w bieg wydarzeń? 

Nie mam najmniejszej ochoty na noworoczne podsumowania, bo wiem, że mimo tych wszystkich punktów, które wymieniłam, to był dla mnie dobry rok. Nie ukrywam, że bardzo trudny. Napotkałam w jego czasie na trudności, jakich się nawet nie spodziewałam.

Nie wiem, czy od jutra przestanę z taką łatwością usprawiedliwiać swoje niedociągnięcia. Prawdopodobnie nie. Mam jednak nadzieję, że każdy kolejny rok będzie lepszy od tego poprzedniego. Że nie będzie łatwiejszy to już wiem. Z biegiem czasu pewne rzeczy stają się coraz trudniejsze zamiast łatwiejsze. Jeśli to jest dorosłość, życzę sobie, żebym umiała z niej mądrze korzystać. Obyśmy w pędzie życia nie zatracili tej cudownej umiejętności cieszenia się tym co piękne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz