poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Mniej myśleć, więcej robić?

Biorąc pod uwagę ilość inspirujących miejsc i zjawisk, których jestem przez ostatnie tygodnie świadkiem, blog powinien pękać w szwach od interesujących bardziej lub mniej postów. A jednak, dzieje się zupełnie na odwrót. Nieraz będąc w jakimś niezwykłym miejscu, na jakieś fantastycznej wystawie bądź poznając któregoś z wspaniałych artystów, myślę sobie: Koniecznie muszę o tym napisać! A później zajmuję się szukaniem innych miejsc, wydarzeń, ludzi. A tutaj się nic nie dzieje. Tylko ciągle dopisuję tematy, które powinny się tutaj pojawiać. Kolejka, jak zwykle, spora...
Powinnam zdecydowanie więcej robić a mniej myśleć :)

Pozdrawiam!


środa, 21 sierpnia 2013


Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Niewiele jest mi potrzebne do szczęścia :)
Trochę dobrej sztuki i inspirującej atmosfery, czyli moje prywatne niebo na ziemi.
Pozdrawiam!

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Teoretycznie

Chociaż czytam wcale nie tak mało i chociaż nie jestem studentką od wczoraj, to nadal istnieją książki, podczas czytania których mózg się rozgrzewa do niebezpiecznych temperatur.
Połączone arkady, międzyfilarowe i międzyprzyporowe, wspierają jednorodny, szeroki mur z kamienia łamanego, który wyżej, ponad arkadami, staje się znacznie cieńszy zamieniając wątek na ceglany.
Niby nic takiego. Niby kilka linijek wcześniej bywały gorsze. Niby każde słowo oczywiste i znane. Jednak przy 22 stronie mam ochotę rzucić to wszystko i ruszyć w świat.
Nie będę wymieniała tytułu, co by nie robić antyreklamy. Praca beznadziejna. Chaotyczna. Do rana będę robić notatki, żeby coś mądrego z tego wyciągnąć. A do wieczora je układać, aby tworzyły logiczną całość. Tak jakby sam autor nie mógł tego zrobić. Mam nadzieję, że moja praca licencjacka nie będzie na tak wątpliwym poziomie. Czasem mi się marzy, aby znalazł się pewien mądry człowiek o szerokich zainteresowaniach i podjął na nowo badania nad pewnymi cennymi obiektami.

A tymczasem na ulicy Pijarskiej w Krakowie:


Dzisiaj nie ma wycieczek i niekończących się spacerów. Dzisiaj jest teoria i żmudne notatki. Czasem też trzeba.

sobota, 10 sierpnia 2013

Kraków nie zmienił wcale oblicza swego starego, jest, czym był, owym relikwiarzem na piersiach Polski, tylekroć na próżno malowanym, bo go ani ołówek Stroobanta, ani pióro Kremera, wielkiego artysty słowa, nie pochwyciło, tak całym a dziwnym, a osobliwie i po swojemu pięknym, jak on jest*

Codziennie rano otwierając oczy uświadamiam sobie, jak ten czas szybko leci. Ledwie była niedziela, a dzisiaj mamy już sobotni wieczór. I tak przeleciał cały miesiąc, jak mieszkam w Krakowie. Jeszcze niecały miesiąc i będę musiała wracać do domu. Póki co, nie za bardzo jestem w stanie sobie to wyobrazić. Obowiązki, obowiązki i obowiązki.

Po mojej aktywności tutaj można sądzić, że Kraków nie jest zbytnio inspirujący. Jednak, zapewniam Was Kochani, jest zupełnie przeciwnie. Jest tyle rzeczy, o których chciałabym Wam opowiedzieć, a mimo to, jakoś ciężko mi wieczorem usiąść spokojnie z kubkiem herbaty i coś tu stworzyć.

Przede wszystkim, nie trzeba być geniuszem, żeby na to wpaść, Kraków jest rajem dla historyka sztuki, tego przyszłego również. Mam tutaj wiele możliwości, począwszy od podziwiania architektury, zarówno tej średniowiecznej, jak i najnowszej a skończywszy na muzeach, których chyba nie sposób zliczyć.
Ostatnie upały nie pozwoliły mi tego dostatecznie wykorzystać. Chociaż trochę się tego nazbierało.

Dzisiaj, korzystając z tego przyjemnego ochłodzenia, spacerowałam cały dzień po Kazimierzu. Przy odrobinie cierpliwości pięknie i inspirująco. Na pierwszy rzut oka, sztuczna żydowskość i kicz. Mimo to, oczarował mnie klimat żydowskiej księgarni na ul. Józefa. Niesamowity wybór książek wydawnictwa Austeria (jak dla mnie ulubione wydawnictwo pod względem edycji, mają w sobie ich książki jakiś niezwykły klimat i zapach... dobrej książki) oraz, tutaj także duże zaskoczenie, wiele książek w wersji anglojęzycznej.
Tak, to takie typowe dla mnie, zaczynać opowiadać o miejscu od księgarni... a przecież Kazimierz to także Plac Wolnica z ratuszem, gdzie obecnie swoją siedzibę ma Muzeum Etnograficzne, Plac Nowy z pysznymi zapiekankami i targiem staroci i dosłownie wszystkiego innego, synagogi, począwszy od Starej, przekształconej obecnie w muzeum, skończywszy na działającej do dzisiaj synagodze Remuh. Uwagę zwracają również liczne restauracje w stylu żydowskim, ale dla mnie to raczej objaw wszechwładnej komercji i tej sztucznej żydowskości, o której wspominałam przed chwilą. Z kolei pozytywne wrażenie robią na mnie stare klimatyczne nazwy ulic: Estery, Izaaka, Jakuba, Józefa, Warszauera, Kupa.
Przed oczami mam nadal wielkie gotyckie kościoły: Bożego Ciała i św. Katarzyny. Krakowski gotyk robi na mnie ciągle wrażenie, tym bardziej, że jestem obecnie na etapie jego bliższego poznania.
Na zakończenie tej kazimierzowskiej  wyliczanki niech wspomnę jeszcze dwa barokowe kościoły: Paulinów na Skałce i  św. Trójcy. Ten Pauliński jest mi zdecydowanie bliższy a to ze względu na to, że spacerując nad Wisłą czasem tam zaglądam. Jest niezwykle bogatym źródłem ikonograficznym, o czym się przekonałam przygotowując kiedyś o nim referat na zajęcia z ikonografii.

Chciałabym Wam pokazać zdjęcia tych wszystkich miejsc, ale przez moje nieogarnięcie przydarzyła się rzecz okropna, otóż wraz ze śmieciami wyrzuciłam akumulatorek do aparatu i teraz pozostaje mi jedynie robić zdjęcia aparatem, co już nie jest w żaden sposób przyjemne.

Na jutro, korzystając z okazji, że w większości krakowskich muzeów można bezpłatnie zobaczyć wystawy stałe, mam już przygotowaną całkiem długą listę. Sztuka XX wieku w Gmach Głównym (co z tego, że widziałam ją chyba z 5 razy, jest tak ogromna, że nadal kręci mi się w głowie od nadmiaru eksponatów już przy drugiej sali), Sukiennice, Sztuka Starożytna, kamienica Szołayskich. Być może coś jeszcze?



*Józef Ignacy Kraszewski, Wycieczka do Krakowa, 1871