Jedna Pani Profesor zapewniała mnie
ostatnio, że kiedy historyk sztuki zagłębia jakiś temat
koniecznie zagląda do Sztuki cenniejszej niż złoto,
aby dowiedzieć się, co na dany temat ma do powiedzenia wielki
autorytet wśród tego fachu, profesor Jan Białostocki.
Sztukę cenniejszą niż złoto
zaczynałam już czytać przynajmniej kilka razy. Pierwszy raz,
jeszcze w liceum, przygotowując się do matury z historii sztuki.
Wtedy próbowałam ją czytać jak powieść, do poduszki. Szło mi
całkiem nieźle. Zakładka mówi, a zakładka nie kłamie, że
doszłam aż do rozdziału VII, czyli skończyłam średniowiecze i
już prawie zaczynałam renesans. Potem, już na studiach, zaglądam
do konkretnych rozdziałów a nawet niewielkich fragmentów przy
okazji przygotowywania różnych uczelnianych projektów.
Teraz,
zaintrygowana opinią Pani Profesor, przyjęłam zupełnie odmienną
taktykę. Czytam rozdziałami, zupełnie nie po kolei. Ktoś może
powiedzieć, że nie po kolei to mam w głowie. Taki ktoś może być
nawet bardzo blisko prawdy, a jednak tak mnie jest wygodniej. Dzisiaj
interesuje mnie iluzjonistyczne malarstwo baroku. Więc czytam
rozdział temu poświęcony. Przy okazji coś zanotuję. Wychwycę
jakąś ciekawostkę. A nawet zrobię notatkę. Uwaga, bazgrzę
bezlitośnie po swoich książkach. Niezależnie od ceny, jaka
widnieje z tyłu na okładce.
Bardziej
gorszące dla kogoś może być to, co napiszę teraz. Otóż być
może profesor Białostocki Ameryki nie odkrywa. Tzn. może ją
odkrywał kilkadziesiąt lat temu, kiedy Sztukę...
publikował. A Pani profesor też wiekowa... W każdym razie jest to
miła odskocznia od bardziej szczegółowych analiz, z którymi mam
do czynienia na co dzień. Ot tak, taki przyjemny przerywnik. Całkiem
bogaty w różne perełki.
Samą
mnie zastanawia, czy kiedyś przeczytam Sztukę...
w całości? Jeśli tak, to będzie to wielki dzień dla mojego
samorozwoju. Na pewno Was o tym poinformuję.
Wiadomo,
z moją konsekwentnością jest różnie. Gdy tylko coś postanowię,
gdy tylko stworzę plan działania, to niemal mogę być pewna, że
przynajmniej połowy z tych rzeczy nie zrobię. Może zbyt ambitnie
podchodzę do układania takiego planu? A może po prostu należy
wyćwiczyć swoją konsekwentność? Chociaż, jeśli chodzi o
niektóre rzeczy, potrafię być zaskakująco konsekwentna. Jakieś
pomysły na większą skuteczność w realizacji planów? Może
system nagród? Ale bez kar, kary mnie nie mobilizują.
Na
październik mam zaplanowane coś specjalnego. Ciekawe, jak tym razem
mi pójdzie?
A
miałam napisać o czymś zupełnie innym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz