czwartek, 13 lutego 2014

Holocaust oczami dziecka


Źródło
Nastawiam wodę na herbatę. Będę pisać. Zapalam lampę. Wiele razy już siadałam do tej recenzji.. Przynoszę herbatę i stawiam ją na stole obok komputera. Pulpit, Teksty, Recenzje, Dziennik Helgi. Próbuję zebrać myśli. Czuję jak atmosfera w pokoju się zagęszcza. Otwieram okno. Mała Helga. Kilkuletnia dziewczynka. Przeżyła. Cudem. Herbata już ostygła. A mnie wciąż brak odpowiednich słów do opisania tego, co przeżyła...

Dziennik Helgi Helgi Weissovej to jedna z tych książek, które jeszcze długo po przeczytaniu tkwią w naszych głowach i niebezpiecznie dają znać o sobie. Do tych książek należy również Dziennik Anne Frank. Chociaż Dziennik czytałam wiele lat temu, nadal, kiedy o nim myślę, czuję ten charakterystyczny ucisk w żołądku. Teraz, przy lekturze wspomnień małej Helgi, to wszystko wróciło.

Rano, gdy się obudziłam, tatuś z mamusią siedzieli ze zawieszonymi głowami przy radiu. Z początku nie wiedziałam, co się stało, ale zaraz zrozumiałam. Z radia dobiegł drżący głos: <<Dziś rano o 6.30 wojska niemieckie przekroczyły granicę Czechosłowacji>>. Wprawdzie niewiele z tego zrozumiałam, ale czułam, że to coś strasznego.

Holocaust oczami dziecka. Żydowskiej ośmioletniej dziewczynki. Nie potrzeba mocno rozbudowanej wyobraźni, aby zrozumieć, jak z dnia na dzień, jej życie uległo diametralnym zmianom. Jak odbierała kolejne zaostrzenia wprowadzane względem Żydów?

Poza tym żaden Aryjczyk (słowo wcześniej nieznane) nie może zatrudniać Żyda – nie-Aryjczyka. Teraz to już idzie raz po raz, rozporządzenie za rozporządzeniem. Ludzie już sami nie wiedzą, co im wolno, a czego nie. Zakazano: wstępu do kawiarni, kina, teatru, na boisko, do parku... jest tego tyle, że nawet wszystkiego nie pamiętam.

Helga zaczęła pisać swój dziennik w 1938 roku jako ośmioletnia dziewczynka. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo szokujące są dla współczesnego czytelnika informacje o kolejnych zaostrzeniach wprowadzanych dla Żydów, transportach, następnie obozach pracy a w ostatniej kolejności o obozach koncentracyjnych? Taką właśnie drogę musiała przejść Helga. To, że wraz ze swoją mamą, obie przeżyły, można tylko nazwać cudem.

Czytając wspomnienia ośmioletniej dziewczynki mimowolnie nachodzą mnie moje własne wspomnienia z podobnego okresu. Pierwsze prawdziwe przyjaźnie, tajemnice, miłostki, to uczucie, że cały świat do mnie należy i stoi mi otworem. Chociaż życie Helgi było nieporównywalnie trudniejsze, to wciąż zachowywało namiastkę tego wszystkiego. Mimo już trwających represji, uczęszczała na lekcje tak długo jak było to możliwe. W Terezinie zaprzyjaźniła się z innymi dziewczynkami, organizowały potańcówki a nawet zakochała się w niezwykłym chłopcu. Nie była to jednak miłość z szczęśliwym zakończeniem. Niestety.

Dziennik Helgi robi wrażenie treścią i formą. Wspomnienia pisane prostym językiem dziecka, czasem pozornie chaotyczne, urywkowe, pełne wątpliwości i emocji, wzbogacone są rysunkami. Helga nie tylko spisywała swoje przeżycia, ale również je ilustrowała. Zachęcona przez swojego tatę, sporządziła szereg rysunków dokumentujących życie w Terezinie. 


Dzisiaj Helga Weissova jest malarką, graficzką. W jej pracach widzimy wciąż obecny Holocaust. Jak widać, jest to coś, od czego nie można się, tak po prostu, uwolnić. Są to doświadczenia, z którymi przychodzi, tym nielicznym którzy przeżyli, żyć.
No więc stało się. Chociaż od przeprowadzki minął już ponad miesiąc, to jest to mój pierwszy wpis w nowym miejscu. Na nowej kanapie. Na nowym stoliku. Pod nowym kocem. Z nowym kubkiem. Herbata pozostała bez zmian. Biała z miodem. Cała reszta mojego bycia uległa daleko idącym zmianom. Sprzątam. Gotuje. Piorę. Myje podłogi. Najgorsze - zmywam naczynia. Sama siebie pytam, jak to jest możliwe zmywać naczynia w XXI wieku? Gdzie jest zmywarka? Tak, rzeczywistość pochłonęła mnie bez reszty. Startuje w konkursie na perfekcyjną panią domu. A jednak, całkiem nieźle mi z tym. Tak, mogę gotować pół dnia obiad za jeden pocałunek i to spojrzenie, które mi mówi, że jestem najcudowniejsza na świecie.
Co więcej, po etapie: Uwaga, On próbuje naruszyć moją przestrzeń osobistą, Mężczyzna wywalczył trzy wieszaki i jedną półkę w mojej szafie. Wkraczamy w nowy etap naszego związku, czyli Ona akceptuje Jego na swoim terytorium dłużej niż 5 godzin. Zdecydowanie dłużej. 24 godziny na dobę. Poznajemy siebie i swoje nawyki. Docieramy się. Czasem jeszcze walczymy. Trochę żyjemy na walizkach. Ustalamy wspólną wizję przyszłości. Negocjujemy. Bywa, że każde z nas w swoim języku. Totalne szaleństwo. Mam nadzieję, że wkrótce odnajdziemy w nim pewną regułę.

Po tej dłuższej przerwie, spowodowanej ww powodami a także ciągłymi problemami z naszym jakże zawodnym łączem, wracam. Oby na dłużej a najlepiej już na zawsze.