czwartek, 19 kwietnia 2012

30 dni z książką. Dzień Trzeci

Witajcie!
Ciężki dzień za mną. Dziesięć godzin zajęć to nie dla mnie. W ogóle wstawanie cały tydzień o 6 jest nie dla mnie. Przyznaję, uciekłam z ostatniego wykładu. Pan Doktor mówi, że nas za dużo chodzi a on nie lubi w auli. To sobie wzięłam to do serduszka. Nie powiem żeby mnie prawo własności intelektualnej w jego wykonaniu jakoś szczególnie interesowało. 90 minut dyktowania fragmentów ustawy... Dziękuję, przeczytam w domu. Pod kocykiem, z kubkiem zielonej herbaty.

Dzisiaj jest kolejny dzień mojej listy 30 dni z książką.


Dzień 3. Książka, która Cię kompletnie zaskoczyła.


Może tym razem Was zaskoczę książką, którą wybrałam. Nie będzie to bestseller. O dziwo, odwołam się do lektury. Wspominałam już, że przeczytałam ich niewiele. Zawsze bardzo dokładnie je selekcjonowałam przed przeczytaniem. Możecie to nawet nazwać zwykłym, pospolitym lenistwem i olewactwem, ale nigdy nie lubiłam być przymuszana do czytania książek. Nie jest to godne podziwu, ale nie przeczytałam nic Sienkiewicza, oprócz Janko Muzykanta i W pustyni i puszczy (wtedy jeszcze czytałam to co kazali).

Więc dzisiaj lektura. Lalka. Bolesław Prus. Ukazywała się  w odcinkach na łamach "Kuriera Codziennego" w latach 1887-89. Podobno od początku wzbudzała kontrowersje. Co zresztą jakoś szczególnie nie dziwi, kiedy bierze się pod uwagę obraz społeczeństwa, który stworzył Prus. Myślę, że nikt nie chce (a już na pewno nie warszawska arystokracja) żeby go krytykowano. I to do tego w tak otwarty sposób.


Powieść mnie zaskoczyła.

Szczerością.
Odwagą.
Refleksyjnością.
Połączeniem wątków miłosnych z politycznymi.
Zaangażowaniem społecznym.
Ukrytymi znaczeniami. Dwuznacznością.
Słowem. Narracją.
Zakończeniem.



Po przeczytaniu tej powieści mogłam spojrzeć na historię naszego państwa z innego punktu widzenia. Pomogła mi ona zrozumieć wiele procesów. I oczyściła, w moich oczach, społeczność polską z tego wyidealizowanego obrazu Polaków Patriotów, o których tak strasznie nas uczyli w szkole. Zobaczyłam, że arystokracja z lat 80-tych XIX wieku niczym się nie różniła od naszych dzisiejszych bogatych ludzi na świeczniku, dla których najważniejszy jest własny interes.

Podoba mi się, kiedy sztuka jest zaangażowana społecznie. Ma to dla mnie sens. Właśnie dlatego, władze państw komunistycznych wspierały sztukę abstrakcyjną, nieprzedstawiającą. O ile, dla Malewicza czarny kwadrat na białym tle nie był tak zupełnie bez znaczenia, to dla pospólstwa nic nie oznaczał. I o to chodziło. Nie było niebezpieczeństwa krytyki władz czy nawoływania do buntu przez sztukę.
Nie chce tu krytykować sztuki abstrakcyjnej, ale przykre jest, że tak była wykorzystywana. Bo przecież jakąś sztuką trzeba ludzi karmić.


Pozdrawiam!



poniedziałek, 16 kwietnia 2012

30 dni z książką. Dzień Drugi

Dzień Drugi. Książka, którą lubisz najmniej.

Tym razem również nie było łatwo dokonać wyboru. Chociaż z zupełnie innego powodu. Pamiętam niewiele książek, które mi się nie spodobały. Być może wynika to z tego, że nie mam potrzeby ich pamiętania, bo nic nie wniosły do mojego życia. Jestem pewna, że trafiłam na książki, które spodobałyby mi się mniej lub nie spodobały wcale. Z swoich rozważań wykluczyłam lektury szkolne. Omijając fakt, że nie wiele ich przeczytałam, to jak już którąś przeczytałam, to raczej z musu niż dla tego, że sama chciałam.
Wykluczyłam też książki, o których po pierwszym rozdziale wiedziałam, że ich nie przeczytam (np. powieści Tolkiena). Opisuje tylko te książki, które przeczytałam do ostatniej strony.

Wybierając książkę na dzisiaj posłużyłam się taktyką, że to co lubię najmniej nie jest tym co nie lubię. Także to co teraz tutaj napiszę, nie jest w żadnym wypadku antyrecenzją.

Klucz Sary, Tatiana de Rosnay

Jest to na pewno wzruszająca opowieść. O żydowskiej dziewczynce, która schroniła braciszka w schowku i zamknęła na klucz. Wraz z rodzicami została zabrana na stadion Vel' d'Hiv. Chłopiec został w schowku.

Sama historia jest bardzo ciekawa i poruszająca. Jednak mnie w odbiorze przeszkadzała amerykańska kobieta, która tą historię odkrywała. Często jej problemy małżeńskie stanowiły główny wątek a historia nieszczęśliwej Sary tylko tło. To poplątanie teraźniejszości z 1942 roku pozbawiało powieść klimatu i sprawiało, że mimo wszystko nie mogłam się tak naprawdę, szczerze wzruszyć tą historią. Nie umiałam również zżyć się z żadną z bohaterek. Ani Sarą ani dziennikarką Julią. A już wiecie, że bardzo łatwo się przyzwyczajam i przyjaźnię z literackim bohaterami.To połączenie wątków dało książce banalnego charakteru.
Czytając Dziennik Anny Frank płakałam jak bóbr a tutaj mimo podobnej wagi dramatu ledwie się wzruszyłam.



Jednak to tylko moja opinia. Jeśli macie inne zdanie o tej książce to zapraszam to podzielenia się nim.


W 2010 roku powstał film na podstawie tej książki. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś go zdobyć i zobaczyć.

Pozdrawiam

niedziela, 15 kwietnia 2012

30 dni z książką. Dzień Pierwszy

Tak jak postanowiłam, rozpoczynam cykl postów związanych z akcją 30 dni z książką.

Dzień pierwszy. Twoja ulubiona książka.


Długo nad tym myślałam i nie mogłam się zdecydować. Mam przecież tyle ulubionych książek. A im więcej ich przeczytam tym lista ulubionych jest dłuższa i dłuższa. Po długich negocjacjach z samą sobą wybrałam. Nie podam Wam tytułów pozostałych rywalek tej książki, bo o nich będzie jeszcze nie raz. Mam taką nadzieję.

Cień Wiatru, to powieść hiszpańskiego pisarza Carlosa Ruiza Zafóna. Tą książkę czytałam tak, jak je się najlepszą potrawę. Z apetytem, nie mogąc przestać a jednocześnie w obawie, że lada chwila się skończy. Jeszcze długo później wracałam do tej historii. Pokochałam tą książkę za piękny język Zafona oraz jego cudowne opisy Barcelony. Opowieść mnie wciągnęła na dobre.

Niestety, mój własny egzemplarz, który dostałam od mojego Ulubionego Wujka, którego serdecznie pozdrawiam, zginął gdzieś w akcji polecania moim bliskim przeczytania tej książki.

Dobra, Ulubiony Wujku, przyznaję się. Sama sobie wzięłam tą książkę z Twojej półki. Ale my się przecież dzielimy Literaturą :)
Poza tym ta książka miała ogromny wpływ na mnie, mój rozwój literacki i szacunek dla książki. Więc bardzo Ci za nią dziękuję!

Pozdrawiam Was Kochani!



P.S dodaje link to ciekawej stronce o Autorze i jego powieściach. Zapraszam!
http://www.graaniola.pl/cien_wiatru

sobota, 14 kwietnia 2012

Świat jest taki inny, kiedy się go nie widzi

"Prawdopodobnie człowiek, który ma w życiu wystarczająco dużo miłości i akceptacji, nigdy niczego nie stworzy, nic nie zrobi. Jest samowystarczalny. Można by w ten sposób położyć koniec istnieniu wszystkich pisarzy, poetów, malarzy, piosenkarzy, muzyków, polityków, większości tych, którzy posuwają naprzód nasz świat, a przynajmniej walczą o łączność między ludźmi." 

Tak jak zapowiedziałam już wczoraj, dokończyłam czytać w nocy Spóźnionych Kochanków Whartona. Płakałam. Strasznie płakałam pod koniec. Sama nie wiem, czy z oburzenia, wzruszenia?
Wiele razy, w trakcie czytania, wydawało mi się, że autor przedobrzył, przesłodził. A mimo to czytałam dalej, coraz bardziej zakochana w obojgu bohaterach. Nie istnieją bohaterowie tak idealni jak Mirabelle. Jest niewidomą, niezwykłą kobietą. Aniołem. Nauczyła głównego bohatera, jak patrzeć na świat sercem i duszą.
Nie opowiem Wam treści tej niezwykłej opowieści. Po pierwsze jestem bardzo słaba w opowiadaniu. Po drugie sama nie lubię czytać streszczeń powieści. Przeglądając inne blogi, szczególnie, te których głównych tematem są książki, czytam posty do momentu, w którym znajduje się opowiedziana historia. Te fragmenty omijam.
Już wspomniałam w ostatnim poście, że towarzyszyły mi silne emocje przy czytaniu. Wharton umieścił tam wiele mocnych, mądrych słów. Jego bohaterowie podejmują odważne decyzje, aby odnaleźć siebie. Dotykają ich prawdziwe tragedie. Odnajdują szczęście. Przykro mi było, że trwało ono tak krótko.
Sam koniec powieści był dla mnie również kontrowersyjny. Zostawił jej ciało na wieży. Szaleństwo. Przecież nikt go nie znajdzie. Nikt nie będzie wiedział poza nim, że Mirabelle umarła. A pogrzeb? Nie będzie miała swojego pomnika, nagrobka. Jednak, gdy się nad tym dłużej zastanowiłam, myślałam inaczej. Czy żyjemy dla nagrobka? Mirabelle została pochowana w sposób mistyczny. Wśród jej gołębi. Nie miała przecież nikogo poza nimi i Jackiem.
Dla mnie jest to, mimo wszystko opowieść magiczna, pełna ciepła, miłości, tolerancji, zrozumienia. Jest to szkoła patrzenia na świat oczami czystymi i niewinnymi. Zawsze bardzo silnie wiążę się z bohaterami jego powieści, stają się oni niezwykle mi bliscy. Jeszcze długo po zakończeniu czytania myślę o nich, płaczę po nich. Bardzo przeżywam każdą śmierć w jego twórczości.
Niewątpliwie mam słabość do twórczości Whartona. Wielu mu zarzuca, że jego książki są do siebie podobne. A mnie zachwyca jego intymny i osobisty sposób przekazywania. To, że w swoich powieściach jest malarzem. Przecież naprawdę był malarzem. Na tym znał się najlepiej. Jak można opisywać coś o czym nie ma się zielonego pojęcia? Jego główny bohater nie mógłby być jednocześnie nim i tramwajarzem. Musiał być artystą. Mam jego album, obrazy są równie intymne co powieści. Po każdej przeczytanej książce mogę wrócić do tego albumu i znaleźć tam miejsca, o których opowiadał. Ten album to była moja nagroda za zdaną maturę, którą sobie sprawiłam po egzaminie ustnym z języka polskiego. A mówiłam... o Whartonie :)

Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie jego książki, które przeczytałam:
  • Tato
  • Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie
  • Wieści
  • Al
  • Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy
  • Rubio
I przeczytam wszystkie pozostałe :)

Czuję, że narobiłam zamieszania tą notką. Muszę popracować nad prostym i zrozumiałym przekazem.

Pozdrawiam i życzę miłej soboty!


Edycja: Tyle się Wam Kochani naopowiadałam o moim albumie Whartona. Zajrzałam tam przed chwilką i znalazłam trzy cudowne obrazy związane ze Spóźnionymi Kochankami. Niestety nie odnalazłam ich w sieci więc zrobiłam im zdjęcia i wrzucę je tutaj żebyście mieli przynajmniej namiastkę tego wspaniałego malarstwa. Fakt, jakość zdjęć z albumu na kredowym papierze nie poraża. A szkoda...

A więc.. Mirabelle
 

Tak, tak sobie ją wyobraził Autor. Jego komentarz:
Ten szkic przedstawia Mirabelle, bohaterkę Spóźnionych kochanków. Powstał w czasie pracy nad książką, chciałem w ten sposób lepiej ją sobie wyobrazić. Jest to jedynie szkic, a nie obraz olejny, doszedłem do wniosku, że w ten właśnie sposób mogę najpełniej wyrazić jej osobowość- Mirabelle, która na tym portrecie karmi swoje gołębie, jest dla mnie bowiem postacią nieco efemeryczną.


Teraz Mirabelle i Diderot, Saint Germain. Tutaj, pod tym pomnikiem Kochankowie poznali się :) zupełnie przez przypadek :) ta pani w czerwonym to Mirabelle


Komentarz Autora:
Namalowałem ten obraz, aby upamiętnić Mirabelle, bohaterkę książki Spóźnieni kochankowie. Mirabelle jest niewidoma, stąd biała laska. Powyżej widnieje pomnik Denisa Diderota, na którego głowie przysiadł gołąb. To właśnie gołębie są dla mnie "ostatnimi Kochankami" Paryża. Wiele radości dała mi praca nad ta książką, nie mogę się już doczekać, kiedy powstanie oparty na niej film. W końcu do tego dojdzie, to jedynie kwestia czasu i pokonania inercji, Cieszę się, że Spóźnieni kochankowie tak bardzo podobają się polskim czytelnikom.

I ostatni obraz, którego zrobiłam dla Was zdjęcie, to Plac Furstenberg. To jedno z miejsc, które Mirabelle pomagała malować przez swoje opowieści.


Komentarz Autora:
Place Furstenberg, nieopodal Saint-des-Pres, to jedno z moich ulubionych miejsc w Paryżu. Malowałem je przynajmniej raz do roku. Niestety, obrazy te za bardzo mi się podobały i nie chciałem ich sprzedawać. Ostatecznie jednak sprzedałem co najmniej dziesięć płócien przedstawiających to miejsce. Wydawało mi się, że jest to salon w centrum Paryża, miejsce, gdzie ludzie zbierają się, czytają, śpiewają, śmieją się. Czasami wystawiano tu dodatkowe ławki, na których można było usiąść. Obraz ten należy do cyklu płócien, które miały stanowić ilustracje do Spóźnionych kochanków.

piątek, 13 kwietnia 2012

30 dni z książką

Witajcie!
Cudowny dzisiaj dzień. Mam ochotę opisać Wam tyle rzeczy. Sama nie potrafię się zdecydować. Nie chcę ograniczać się do opisywania książek, bo mimo wszystko to nie jest moja główna pasja. Pewnie, uwielbiam czytać powieści, ale bardziej mnie interesuje sztuka, o niej wiem więcej. W rankingu moich inspiracji i pasji bije wszystko pozostałe na głowę.
A jednak...zostało mi ostatnie kilka stron Spóźnionych kochanków Whartona. Może jeszcze dzisiaj wieczorem dokończę i bardzo chcę się podzielić swoimi odczuciami związanymi z tą książką. A odczucia towarzyszyły mi bardzo silne i jest się czym dzielić. Poza tym, jak przeglądam inne blogi, przyznaje szczerze, w poszukiwaniu inspiracji, aby zobaczyć jak inni to robią, spotkałam się z świetną inicjatywą 30 dni z książką. Z tego, co się zorientowałam przez 30 dni opisuje się codziennie książkę, która wg nas najlepiej spełnia wymagania stawiane każdego dnia. Pod koniec posta wstawię zagadnienia na każdy dzień. Fajna sprawa, pomaga uporządkować przeczytane do tego momentu książki, zastanowić się, co zmieniły w naszym życiu oraz pewnie nieźle odświeża pamięć. Jestem jak najbardziej za!
Nie wiem czy jeszcze dzisiaj opiszę swoją pierwszą książkę. Chyba dopiero wieczorem sobie to przemyślę na spokojnie. Chciałabym teraz zrobić coś dla swojej edukacji :) Myślę, że to jest na chwilę obecną ważniejsze niż zastanawianie się nad swoją ulubioną książką. Więc Bizancjum, pełne tajemnic i zagadek, strzeż się, bo nadchodzę :)

Tak jeszcze na zakończenie pochwalę się Wam, że właśnie przed chwilką skończyłam etap pierwszy mojego wiosennego zielnika i zasadziłam dwa rodzaje bazylii i oregano, sympatycznie również nazywane lebiodką pospolitą. Mam w planach jeszcze wiele ziół zasadzić. W sklepie jest taki wybór nasion, że idzie dostać zawrotu głowy.

Prawie bym zapomniała! Akcja 30 dni z książką! Zapraszam!

Dzień 1 - Twoja ulubiona książka
Dzień 2 - Książka, którą lubisz najmniej
Dzień 3 - Książka, która Cię kompletnie zaskoczyła
Dzień 4 - Książka, która przypomina Ci o domu
Dzień 5 - Książka non-fiction, której czytanie sprawiło Ci niekłamaną przyjemność
Dzień 6 - Książka, przy której płaczesz
Dzień 7 - Książka, przez którą trudno przebrnąć
Dzień 8 - Mało znana książka, która nie jest bestsellerem, a powinna nim być
Dzień 9 - Książka wielokrotnie przez Ciebie czytana
Dzień 10 - Pierwsza książka przeczytana przez Ciebie
Dzień 11 - Książka, dzięki której zaraziłeś się czytaniem
Dzień 12 - Książka, która tak wycieńczyła Cię emocjonalnie, że musiałaś przerwać jej czytanie lub odłożyć na jakiś czas.
Dzień 13 - Najukochańsza książka z dzieciństwa
Dzień 14 - Książka, która powinna się znaleźć na obowiązkowej liście lektur w szkole średniej
Dzień 15 - Ulubiona książka traktująca o obcych kulturach
Dzień 16 - Ulubiona książka, którą sfilmowano
Dzień 17 - Książka, którą sfilmowano i zrobiono to źle
Dzień 18 - Twoja ukochana książka, która już nie można kupić
Dzień 19 - Książka, dzięki której zmieniłaś zdanie na jakiś temat
Dzień 20 - Książka, którą byś poleciła osobie o wąskich horyzontach myślowych
Dzień 21 - Książka, która przyniosła ci wielką przyjemność, ale wstydzisz się przyznać, że ją czytałaś
Dzień 22 - Ulubiona seria wydawnicza
Dzień 23 - Ulubiony romans
Dzień 24 - Książka, która okazała się jednym wielkim oszustwem
Dzień 25 - Ulubiona autobiografia/biografia
Dzień 26 - Książka, którą chciałabyś przeczytać, a jeszcze nie jest napisana
Dzień 27 - Książka, którą byś napisała, gdybyś umiała
Dzień 28 - Książka, której przeczytania bardzo żałujesz
Dzień 29 - Autor, którego omijasz
Dzień 30 - Autor, którego wszystkie książki czytasz




środa, 11 kwietnia 2012

O uroku rzeczy małych, które są najczęściej najbliżej nas i które najrzadziej zauważamy...

Dzisiejszy post rodzi się w bólach mojej głowy, więc raczej nie będzie należał do najdłuższych. Chciałam się dzisiaj podzielić z Wami, Drodzy Czytelnicy, swoją refleksją.

Czy Wy również tak macie, że idąc ulicą, tą samą, którą przechodziliście już przynajmniej tysiąc razy, nagle dostrzegacie coś zupełnie nowego? Nic wielkiego, jakiś drobny element architektoniczny... Prawdopodobnie znajduje się na tym budynku od jakichś stu lat a Wy dopiero dzisiaj to odkryliście... Niezwykłe uczucie.

Dlatego, idąc przez miasto, zawsze rozglądam się wokół siebie. Najdrobniejsze szczegóły na kamienicach naprawdę mnie cieszą. Przyjemnie mi, że sto lat temu architekt pomyślał o tym żeby kamienica była piękna, gustowna i elegancka. Dzisiaj często świadczy o zamożności, statusie społecznym i guście pierwszych właścicieli, których znamy już tylko z kronik, wycinków ze starej prasy, spisów, starych dokumentów.
Ogarnia mnie straszny smutek i żal, gdy te piękne domy popadają w ruinę, mieszka w nich tzw. underclass, znajdują się tam mieszkania socjalne dla ludzi, którym nie w głowie dbać o zabytek, w którym mają zaszczyt mieszkać. Żeby było jasne, nie chce ich wyrzucać z ich mieszkań i biorąc pod uwagę ich sytuację, często tragiczną, nie dziwię się, że nie ratują przed degradacją ich kamienic.
W innych, pobliskich miastach wiele ciekawych architektonicznie budynków, popada w ruinę w opustoszeniu. Pozamykane, odgrodzone, zapomniane, brak pomysłu na ich zagospodarowanie. Czasem władzom gminy czy miasta łatwiej jest je wyburzyć zamiast zainwestować w ich renowację.

Dzisiaj, kiedy szłam oddać książki do biblioteki, żałowałam (zresztą jak zawsze), że nie wzięłam aparatu. Wiele osób krytykuje nasze miasto, jako ruinę po okresie transformacji a mieszkańcy nie potrafią dostrzec jego uroku. Dalej słyszy się stereotypowe: Śląsk, to kopalniany syf, huty i wszystkie zakłady pozamykane, dzieci uciekajcie jak najdalej stąd, tu nic już nie ma. Wiele osób nie wie, że ma tuż pod nosem ogromny pałac po Donnersmarckach. Widzą tylko te "trochę drzew", co pozostało po ich posiadłościach. Chociaż to naprawdę piękny park.

Narodził się teraz nowy pomysł w mojej szalonej głowie. Pokażę Wam piękno mojego miasta! Jeśli chociaż jeden Siemianowiczan wejdzie tu zupełnie przez przypadek i dostrzeże chociaż trochę piękna wokół siebie, to spełni się jedno z moich marzeń. A więc, już wkrótce zapraszam na wycieczkę po moich Siemianowicach :)

Pozdrawiam!


niedziela, 8 kwietnia 2012

Równie fascynujące, co Słoneczniki?

Kolejny dzień mija w takim spokoju. Jestem do tego nieprzyzwyczajona i jakoś nie potrafię tego wykorzystać.
Zaczęłam robić dzisiaj notatki ze sztuki bizantyńskiej wg książki Henri Stern. Nie przypadła mi do gustu. Słabo napisana, niby uporządkowana a mam wrażenie chaosu i zdawkowości. Pierwszy raz pozycja z serii o sztuce wydawnictwa Artystycznego i Filmowego mnie rozczarowała. Jednak nic z tym nie zrobię, książka znajduje się na liście bibliografii obowiązkowej do egzaminu, więc i tak muszę ją przeczytać.

Jak znajdę w niej jakieś niezwykle ciekawe informację, to się z Wami nimi tutaj podzielę. Na razie nic takiego się nie zapowiada. Sztuka bizantyńska, póki co, jest dla mnie tajemnicza i niezrozumiała. Mam nadzieję, że gdy ją zrozumiem, stanie się dla mnie równie fascynująca, co malarstwo van Gogha. Uwielbiam van Gogha... Ale o tym innym razem...






O Sztuce będzie jeszcze nie raz...

Pozdrawiam!

O tym, jak poznałam i pokochałam Heban...

Błogi spokój. Ciepły koc. Kubek białej herbaty. Książka.

Pierwszy taki wieczór od dawna. Aż dziwnie, że nie trzeba rano wstawać. Mogę jeszcze poczytać. Jeszcze jeden rozdział...

Z początku, tak nietypowo się czuję, że aż nie wiem co zrobić. Siedzę w bezruchu, jakby w jakimś paraliżu. Myślę sobie, to może zacznę pisać referat? Przygotuję się do zaliczenia ćwiczeń, co przecież tak długo odkładam. I jeszcze jeden referat.
Cichy, lecz zdecydowany głos mi szepcze: Magda, przecież masz co robić! Weź się nie wygłupiaj!. A z drugiej strony nieśmiało, inny głosik: Przynajmniej dwa dni wolnego, błagam! Obiecałaś...

Muszę przyznać, że wygrał ten drugi. Po chwili bezczynności, przeanalizowaniu, co można robić w wolny wieczór, podjęłam pewne działania. Otóż, wzięłam długą, nieekologiczną kąpiel z książką. Zaparzyłam białej herbaty w ulubionym kubku. Schowałam stopy pod kocem i włączyłam komputer.

Jednak zaraz wyłączę go z powrotem i wrócę do Kapuścińskiego. Muszę przyznać się, że dopiero teraz poznaję jego twórczość. Gdy w liceum, a już pewnie i gimnazjum, o nim słyszałam, nie byłam nawet ciekawa tej literatury. Mimo, że od dziecka byłam rozkochana w książkach, to Kapuściński, właściwie samo to nazwisko, brzmiało mi groźnie, a przede wszystkim nudno. Byłam przekonana, że jest to proza napisana trudnym, nieprzystępnym dla przeciętnego czytelnika językiem. Nawet nie wiem skąd mi się to wzięło.

Teraz rozpoczynam prawdziwą przygodę. Naprawdę, ale tak odbieram czytanie jego reportaży. Jestem w trakcie czytania Hebanu. Całkowicie się uzależniłam od tej książki. Czytam ją w autobusie, zaraz jak wstaję (mając zajęcia wstaję 15 minut wcześniej, żeby przeczytać jeden reportaż) i przed spaniem. Przyznaję, zamiast przygotować się na zajęcia, czytałam Heban. Obecnie mam kilka dni wolnego więc pewnie za niedługo dokończę go czytać. Chociaż nie jestem pewna, czy chce kończyć. Delektuję się każdą stroną, zdaniem a nawet słowem. Czytam powoli, mimo, że zawsze połykam książki.

Dla niewtajemniczonych powiem, że Heban to zbiór reportaży Kapuścińskiego z jego pobytu w Afryce. Jest to zupełnie, dla mnie, nowe spojrzenie na Afrykę. Nie dlatego, że pokazuje biedę i nędzę na tym kontynencie, jak robi to większość autorów prac o Afryce. Pan Kapuściński, żyjąc w warunkach identycznych jak Czarni, dokładnie wgłębia się w ich kulturę. Chce poznać ją taką jaka jest naprawdę, a nie taką jaka jest wygodna dla Białego Człowieka. Rozmawia z tymi ludźmi a nawet zostaje ich przyjacielem. Jest w centrum wydarzeń i z niezwykłą wrażliwością odkrywa przyczyny trudnej sytuacji Afryki. Afryki, która w jego oczach jest miejscem nie tylko pełnym biedy, nędzy, wyzysku, ale również pięknym, o głębokich tradycjach rodzinnych. Poznajemy Afrykańczyków wiernych, czasem naiwnych, głodnych, ale również żądnych władzy, a przede wszystkim wolności.
Podążając za nim chcę tylko powiedzieć, żebyśmy w rozmowie o Czarnym Lądzie nie generalizowali, bo jak sam wiele razy to przypomina, nie można mówić o jednej Afryce, a co najwyżej o kilku Afrykach. Nigdzie indziej we współczesnym świecie nie spotkamy tak wielu kontrastów i przeciwieństw.

Podsumowując. Jestem po uszy zakochana w Hebanie. Uwrażliwia, otwiera nas na zupełnie nowe doświadczenia. Gorąco polecam Wam tą książkę!

Pozdrawiam Was Kochani!