poniedziałek, 20 maja 2013

Nie jestem ani dzielna ani silna. Mam dosyć. Nie mam już siły.




To jedne z ostatnich obrazów namalowanych przez van Gogha. Obydwa powstały w 1890 roku. Dzisiaj mają dla mnie zupełnie wyjątkową wymowę. Oddają moje uczucia, wątpliwości, słabość. Tak, słabość.

środa, 8 maja 2013

Jak uczyć się sztuki. Część II.

Postanowiłam wrócić dzisiaj do postu sprzed kilku miesięcy, gdzie przedstawiłam kilka książek przydatnych podczas przygotowań do matury z historii sztuki. Przyszła pora na kolejną dawkę literatury związanej ze sztuką. Po chwili namysłu, stwierdziłam, że pokaże Wam swoje niezbędniki. Nazywając te książki niezbędnikami patrzę na to z dystansem. A jednak nie wyobrażam sobie bez nich codziennego funkcjonowania. Nikt nie jest alfą i omegą, dlatego, przyznaje bez bicia, że nieraz uratowały mi życie i bywały okresy, że książki te stanowiły podstawowe wyposażenie mojej torebki. Oczywiście nie wszystkie naraz, bo są to całkiem opasłe tomiska. I znowu nasuwa się refleksja. Dlaczego, o ich istnieniu nie wiedziałam w czasie swoich przygotowań do matury? O niektórych wiedziałam, a mimo to nawet do nich nie zajrzałam. Ignorancja? Pewnie poniekąd również, ale także dostęp do nich. Dzisiaj się ich dorobiłam i mam je na swojej półce. Zamiast szukać definicji w Internecie, zaglądam do słownika i dobrze mi z tym. Mam spokojne sumienie, bo posiadam wiedzę z wiarygodnego źródła.

Zaczynamy:


Z czego korzystać przygotowując się do matury z historii sztuki?

2. Niezbędniki, czyli wszelkiego rodzaju leksykony i słowniki, które ułatwiają nam poruszanie się po pięknym, lecz niewątpliwie hermetycznym, świecie sztuki. Czasem okazuje się, że na detal architektoniczny, którego opis w analizie ambitnie próbujemy skrócić do zdania złożonego z trzydziestu słów, ma swoją, całkiem dobrze brzmiącą dla ucha, nazwę. Tutaj przychodzą nam z pomocą liczne publikacje. 

Na dobry początek, ta która najczęściej stanowiła to stałe wyposażenie mojej torebki


Słownik terminologiczny sztuk pięknych, wyd. PWN 
W czasie praktyk u Miejskiego Konserwatora Zabytków, czy zabytkoznawczych praktyk wyjazdowych miałam ją cały czas przy sobie. Mój egzemplarz jest pełen podkreśleń, fiszek, zakładek i rysunków. Warto mieć swój egzemplarz :)
Kupując Słownik... miałam do wyboru nową książkę (akurat w matrasie była duża promocja na PWN) i stare, właściwie to bardzo stare, wydanie z antykwariatu za niemal tą samą cenę. Oczywiście wybrałam nowe wydanie i w praktyce okazało się, że to starsze jest dużo lepsze. Nowe zostało skrócone o pewne definicje i zawiera trochę błędów. Jednak jest naprawdę ładnie wydane, w środku znajdują się wkładki z ilustracjami, wiele pojęć jest zilustrowanych, jest tu całkiem niezła tablica z ornamentami i wiele innych przydatnych informacji. 
Moim zdaniem, ta książka jest niezbędna. Nie wiem, czy istnieje lepszy, albo jakikolwiek inny słownik terminologiczny z zakresu sztuki. 


Wilfried Koch, Style w architekturze 
Tutaj znajdziecie wszystko o architekturze. Na dodatek wszystko bogato zilustrowane. Raczej niewiele tekstu w porównaniu do ilustracji. Ze względu na ilość materiału, wiadomości podane są w bardzo konkretnej, zwięzłej formie. Style, detale, ornamenty, założenia urbanistyczne. Pierwszy kontakt z tą książką jest bolesny i trudny. Zanim się opanuje jej wewnętrzną konstrukcje, miła troche czasu. Trzeba się też przyzwyczaić do formy przekazywania wiedzy. Ta książka to jakby jedna wielka tabelka, plansza z informacjami. Oczywiście nie jest ona wolna od błędów. Chociaż, podobno nowe wydanie jest poprawione. Ja posiadam to starsze, takie biało-niebieskie. Nasza pani profesor jest nieco uczulona na punkcie tej książki, ale ja uważam, że jest naprawdę niezła i bardzo pomocna.


Witold Szolognia, Architektura i budownictwo, ilustrowana encyklopedia dla wszystkich
Również bardzo lubię tą książkę. Pojęcia są tu wyjaśnione w jasny sposób. Architektura ogólnie chyba sprawia najwięcej problemów podczas nauki. Posługuje się specyficznym językiem, który historyk sztuki musi bardzo dobrze opanować, aby móc mówić potem o zabytkach architektonicznych. Tutaj mamy encyklopedię typowo techniczną, nie znajdziemy raczej wyczerpujących informacji na temat stylów, ale różnica pomiędzy pilastrem a lizenem, albo boniowaniem a rustyką przestanie być dla nas czarną magią.




Ciąg dalszy nastąpi, być może jako edycja tego postu. 

Teraz, jak zwykle, kolej na Was. Ciekawa jestem, z czego Wy korzystacie pogłębiając swoją wiedzę z zakresu historii sztuki. Czekam na wszelkie sugestie w temacie.

Pozdrawiam!

piątek, 3 maja 2013

O pewnym denerwującym i flegmatycznym Angliku...



W całej tej powieści, jedne, co na pewno mnie irytowało, to jej bohaterowie.

Gdybym miała w jednym zdaniu ująć swoje odczucia względem Walki Kotów Eduarda Mendozy, to pewnie tak, by ono brzmiało.
Przyznaję zupełnie szczerze, że czuje niedosyt. To moje pierwsze spotkanie z Mendozą i chyba oczekiwałam od niego więcej. A tu wszystko dalej takie niedokończone...

Przecież predyspozycje są. I to jakie...
Głównym bohaterem miał być historyk sztuki. Jak dla mnie to na plus, mam pewną słabość do tego fachu. Jednak flegmatyczny i, jakiś taki, nijaki Anglik, znawcą i pasjonatą sztuki hiszpańskiej? Przez całą akcję sprawiał wrażenie oderwanego od kontekstu i zupełnie nie pasującego do pozostałych elementów powieści. A co gorsza, strasznie mnie denerwował. Ciągłe te jego egoistyczne ja i mój obraz... Jak to możliwe, że nagle całe madryckie życie skupiło na nim swoją uwagę? Jedyne, co ciśnie się na usta, to, że Anthony Whitelands to po prostu, taka typowa... ciepła klucha.
Nie myślcie sobie, Kochani, że nasz Anglik to jedyny bohater tej powieści. Poza nim jest jeszcze parę kobiet i kilku mężczyzn, którzy wcale nie czynią życia Anglika prostszym. Jednak ich rola w tej zawiłej kompozycji jest dla mnie zbyt zagmatwana, aby próbować ją tutaj wyjaśniać.
Narracja. Prawdziwy majstersztyk. Doskonale ukazana sytuacja polityczna Madrytu w 1936, u progu wojny domowej. Pod tym względem powieść jest fantastyczna. Fragmenty opowiadające o Velazquezie i Tycjanie to takie wisienki na torcie.
Tak, ta książka się zapowiadała całkiem nieźle. Jednak w trakcie czytania, wielokrotnie, zaskoczona dziwnymi wypadkami, które przytrafiały się Anthonemu, pojawiała się myśl: Jeszcze tylko tutaj brakuje tego i tego... i kilka stron dalej ku memu przerażeniu działo się coś równie irracjonalnego.

Walka Kotów wzbudzała we mnie skrajne odczucia. Czasem czytałam z wypiekami na twarzy, czasem miałam ochotę odłożyć książkę, czasem nie potrafiłam wyjść z  podziwu nad talentem literackim Mendozy, a czasem zastanawiałam się, co takiego musiało wydarzyć się w jego życiu, że stworzył tak dziwną, abstrakcyjną akcję? Zrobił to specjalnie i świadomie? Czy po prostu wypalił się zawodowo?

Na pewno warto przeczytać, żeby choć na chwilę przenieść się do Hiszpanii. Tą hiszpańskość czuć tu na każdym kroku i to jest chyba powód, dla którego książka ta zyskała taką popularność na całym świecie.

Książkę przeczytałam w ramach akcji wędrująca książka. O szczegółach dowiecie się u Kasi.
Jeśli macie ochotę również ją przeczytać, zapisać możecie się tu. Zapraszam Was serdecznie do zabawy!


Taka moja drobna osobista uwaga. Mam nadzieję, że w swojej miłości do sztuki nie stanę się takim flegmatycznym Anglikiem. Chociaż jego poświęcenie dla obrazu, który rzekomo miał wyjść spod ręki Velazqueza, jest nawet godne podziwu.