wtorek, 29 października 2013

Jazzpospolita i Siostry BUI

Na dobry wieczór. Z mistrzowskim klipem Sióstr BUI. Uwielbiam.



sobota, 26 października 2013

Październik miał być zdecydowanie bardziej obfitym w owoce miesiącem. Miałam plany i pomysły. Mam je zresztą nadal. Tylko miesiąc mi już prawie minął a ja niewiele zdołałam wprowadzić w życie. Z powodów bardzo różnych, od długiej i wyczerpującej choroby zaczynając a na sprawach osobistych kończąc. Teraz już, nieco pozbierana, próbuję na nowo. Cieszę się, że mimo wszystko październik jest taki piękny i wyrozumiały.

Zaczynam pomału dojrzewać do pewnych decyzji. Ciągle się jeszcze waham. Ciągle mam jeszcze pewne obawy. Wątpliwości, czy sobie poradzę. Ale przede wszystkim, coraz bardziej mnie kusi, coraz więcej widzę możliwości a także coraz bardziej odczuwam presję mijającego czasu. Jeśli nie teraz to kiedy?

Dzisiaj w poszukiwaniu inspiracji wybrałam się na art of. Chociaż, w moim odczuciu, jest to bardzo komercyjna inicjatywa, to spotkałam cały szereg niezwykłych osób, głównie artystów, ale także architektów. Rozmowy z nimi, bardzo zresztą ciekawe, utwierdzają mnie tylko w mojej decyzji. Tematów, barwnych postaci, ciekawych życiorysów jest bardzo wiele. Marzy mi się, aby wzbudzić w ludziach przynajmniej odrobinę wrażliwości i trochę ukierunkować swoje zainteresowania. Rozwinąć nieco swój potencjał, o ile gdzieś tam w ogóle we mnie drzemie. Działać, działać i jeszcze raz działać. Bez działania oszaleję, to wiadomo. Jednak chciałabym działać bardziej świadomie i niekoniecznie dla siebie samej w czeluściach sieci.


niedziela, 13 października 2013

Zapraszam na spacer

Chodźmy. 
Oprowadzę Cię po moim świecie. Teraz jest tu wyjątkowo. Spokojnie i cicho. Ciepło i przytulnie. 
Podnieś głowę do góry. Widzisz to co ja? Te nasycone barwy, tak intensywne, że zawstydzają swoim pięknem. Gdybyśmy tak tylko mogli zatrzymać je na dłużej... Żółć łączy się z czerwienią a gdzieniegdzie pomarańcz przechodzi w brąz. Wspaniale to współgra z błękitem nieba, prawda? 
Przyjemnie jest spacerować brodząc w suchych liściach. Słyszysz, jak szeleszczą pod naszymi stopami?
Nazbieramy liści. Zrobię dla Ciebie ogromny bukiet z liściowych róż. Ususzysz go po powrocie do domu. Będziesz miał pamiątkę po naszym jesiennym spacerze.

Opowiem Ci o naszych śląskich familokach, szybie zamienionym w galerię, secesyjnych kamienicach i miastach - ogrodach. Pokaże Ci wyjątkowe artdekowskie wnętrza o zygzakowatych formach i łamanych detalach. 

Nie, nie musisz trzymać mnie za rękę. Po prostu bądź i posłuchaj. Albo pomilczmy razem wsłuchując się w szelest ostatnich liści.


Chociaż czuję, że mam już tyle, że aż wstyd chcieć więcej, ciągle brakuje mi kogoś komu mogłabym pokazać, jak jest pięknie wokół nas.

Józef Chełmoński, Babie lato, 1875, Muzeum Narodowe w Warszawie,
źródło

sobota, 5 października 2013

Gdyby Internet miał się skończyć...

Bardzo intensywnie próbuję wyobrazić sobie skończoność Internetu. Jest to dla mnie
niezwykle trudne. Po chwili analizy pytania, postanawiam sobie, że koniec Internetu stanowić
będzie dla mnie moment, w którym wszystkie zdobycze Internetu zostają już wynalezione i
wykorzystane. Koniec. Rozdział pod tytułem rozwój Internetu zostaje zamknięty. Pojawia się
następne pytanie: Co mamy? Co udało nam się osiągnąć do tego momentu? Czasem nasuwa się
odpowiedź, że w dobie Internetu mamy już wszystko. Możemy się kontaktować tu i teraz ze
znajomymi i ludźmi całkiem obcymi, z drugiego krańca świata. Co więcej, wydaje nam się, że
możemy wiedzieć wszystko, już teraz w tym momencie. Wystarczy nam dostęp do sieci, aby być
odkrywcami, geniuszami, znawcami sztuki, literatami. Zresztą, słynne powiedzenie, że to, czego nie
ma w sieci, po prostu nie istnieje, mówi samo za siebie. Dzisiaj, nabiera ono szczególnego
znaczenia i coraz częściej brzmi, jeśli nie ma cię w sieci, znaczy, że nie istniejesz. Wydaje się, że
jesteśmy tak zapatrzeni w Internet, że jesteśmy pewni, że w tej dziedzinie osiągnęliśmy już
wszystko. A jednak, kiedy próbuję wskazać stronę internetową, która mogłaby stanowić tą ostatnią,
ten szczyt osiągnięć, po którym nie ma już nic, widzę setki beznadziejnych stron internetowych,
tworzonych bez jakieś konkretnej koncepcji i byle po to, by zaistnieć w sieci. Dodatkowo, gdzieś
tam we mnie tkwi głębokie przekonanie, że Internet służy głównie marketingowi i jedynie osoby
związane z tą branżą potrafią dobrze wykorzystać zasoby i możliwości sieci.

Za punkt honoru obrałam sobie, aby wybrać stronę, z której korzystam na co dzień, którą
dobrze znam. Nie chciałam szukać na siłę najlepszej strony www na świecie, bo jak przecież
sprawdzę wiarygodność informacji?

Pewnie, jak każdemu, przed którym postawiono pytanie o szczyt osiągnięć Internetu, przez
myśl przeszło, że takim wyjątkowym momentem w dziejach rozwoju Internetu stało się pojawienie
Facebook'a. Strona ta dała zupełnie nowe możliwości, wręcz stworzyła nowy typ rzeczywistości.
Mimo szczerego podziwu dla pomysłowości i zdolności, technicznych a także marketingowych,
twórców tej strony, nie chciałabym, aby stała się ona szczytem rozwojowym internetu.

Kryteria. Obranie kryteriów, przed dokonaniem wyboru, jest niezwykle istotne, a
przynajmniej pomocne. Na jednym tchu można wyznaczyć cechy dobrej strony www. Dobrej? Tak,
właśnie, po prostu, dobrej. Po głębszym zastanowieniu się i przeanalizowaniu pewnej ilości stron
internetowych, jestem pewna, że gdy projektanci zaczną tworzyć strony dobre przy jednoczesnym
wykorzystaniu możliwości internetowych, będzie można odetchnąć z ulgą i uznać Internet za
skończony. Od początków istnienia ludzkości wiadomo, że co za dużo, to niezdrowo. Wiem, że
informatycy, ci niesamowicie zdolni ludzie, potrafią sprawić, że strony www po otwarciu będą do
nas śpiewać i mówić a jednak nie wymagam od nich tego. Dla mnie, ważniejsza jest
komunikatywność, klarowność, intuicyjność i szeroki dostęp do wiedzy.

Moją ulubioną stroną, właśnie pod tymi względami jest strona Muzeum Narodowego w
Krakowie (http://www.muzeum.krakow.pl/). Jest tu wszystko, czego mi potrzeba i co oferuje
technika bez nadmiernej przesady. Mogę zwiedzić muzeum wirtualnie, jest galeria, gdzie jest
możliwość zobaczenia wszystkich, albo prawie wszystkich dzieł prezentowanych na wystawach,
można zakupić bilet, zrobić zakupy w sklepiku internetowym, uzyskać mnóstwo informacji nie
tylko na temat wystaw, ale szeroko pojętej sztuki. MNK jako instytucja potrafiąca korzystać z
dobrodziejstw techniki ma swój profil na youtube.pl, gdzie na bieżąco umieszcza ciekawe filmy o
sztuce i samym muzeum. Stronę można także skonfigurować z portalem społecznościowym i
śledzić na bieżąco wydarzenia.

Jedynym moim zarzutem względem strony MNK jest jej design, ale tutaj niedoścignionym
wzorcem jest dla mnie www.design-silesia.pl. Także fantastyczna strona internetowa, może nie tak bardzo
bogata, ale równie interesująca.

Gdyby wszystkie strony www, były na takim poziomie, myślę, że koniec Internetu mógłby
spokojnie nastąpić. Jednak patrząc na obecny stan sieci, szczególnie w Polsce, moim życzeniem
jest, aby nadal spokojnie się rozwijał.

 *Tekst powstał już jakiś czas temu na potrzeby "konkursu" w pewnej szanownej instytucji, stąd jego dosyć oficjalna forma.


czwartek, 3 października 2013

Sztuka cenniejsza niż złoto

Jedna Pani Profesor zapewniała mnie ostatnio, że kiedy historyk sztuki zagłębia jakiś temat koniecznie zagląda do Sztuki cenniejszej niż złoto, aby dowiedzieć się, co na dany temat ma do powiedzenia wielki autorytet wśród tego fachu, profesor Jan Białostocki.

Sztukę cenniejszą niż złoto zaczynałam już czytać przynajmniej kilka razy. Pierwszy raz, jeszcze w liceum, przygotowując się do matury z historii sztuki. Wtedy próbowałam ją czytać jak powieść, do poduszki. Szło mi całkiem nieźle. Zakładka mówi, a zakładka nie kłamie, że doszłam aż do rozdziału VII, czyli skończyłam średniowiecze i już prawie zaczynałam renesans. Potem, już na studiach, zaglądam do konkretnych rozdziałów a nawet niewielkich fragmentów przy okazji przygotowywania różnych uczelnianych projektów.

Teraz, zaintrygowana opinią Pani Profesor, przyjęłam zupełnie odmienną taktykę. Czytam rozdziałami, zupełnie nie po kolei. Ktoś może powiedzieć, że nie po kolei to mam w głowie. Taki ktoś może być nawet bardzo blisko prawdy, a jednak tak mnie jest wygodniej. Dzisiaj interesuje mnie iluzjonistyczne malarstwo baroku. Więc czytam rozdział temu poświęcony. Przy okazji coś zanotuję. Wychwycę jakąś ciekawostkę. A nawet zrobię notatkę. Uwaga, bazgrzę bezlitośnie po swoich książkach. Niezależnie od ceny, jaka widnieje z tyłu na okładce.

Bardziej gorszące dla kogoś może być to, co napiszę teraz. Otóż być może profesor Białostocki Ameryki nie odkrywa. Tzn. może ją odkrywał kilkadziesiąt lat temu, kiedy Sztukę... publikował. A Pani profesor też wiekowa... W każdym razie jest to miła odskocznia od bardziej szczegółowych analiz, z którymi mam do czynienia na co dzień. Ot tak, taki przyjemny przerywnik. Całkiem bogaty w różne perełki.

Samą mnie zastanawia, czy kiedyś przeczytam Sztukę... w całości? Jeśli tak, to będzie to wielki dzień dla mojego samorozwoju. Na pewno Was o tym poinformuję.

Wiadomo, z moją konsekwentnością jest różnie. Gdy tylko coś postanowię, gdy tylko stworzę plan działania, to niemal mogę być pewna, że przynajmniej połowy z tych rzeczy nie zrobię. Może zbyt ambitnie podchodzę do układania takiego planu? A może po prostu należy wyćwiczyć swoją konsekwentność? Chociaż, jeśli chodzi o niektóre rzeczy, potrafię być zaskakująco konsekwentna. Jakieś pomysły na większą skuteczność w realizacji planów? Może system nagród? Ale bez kar, kary mnie nie mobilizują.

Na październik mam zaplanowane coś specjalnego. Ciekawe, jak tym razem mi pójdzie?


A miałam napisać o czymś zupełnie innym...