wtorek, 28 sierpnia 2012

Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.

Witajcie Kochani! Wróciłam. To były cudowne dni przepełnione niezwykłymi chwilami. Uwielbiam mazurskie tereny. Chociaż wracając autobusem z Węgorzewa do Giżycka, kiedy przejeżdżaliśmy przez różne wioski, nasunęła mi się refleksja, że z jachtu jednak nie wszystko widać. Uświadomiłam sobie, ilu widoków, miejsc nie mogę zobaczyć. A przede wszystkim na jachcie nie można poczuć klimatu Mazur. Porty są dla turystów. Mikołajki i Giżycko są fantastyczne.

W tym roku, po raz pierwszy, zapłynęliśmy do Rynu. To był taki punkt zaczepny w dojrzewaniu do tej refleksji. Obok zamku krzyżackiego, obecnie niesamowicie odrestaurowanym i zaadaptowanym na bardzo ekskluzywny, czterogwiazdkowy hotel i centrum kongresowe, zobaczyłam tuż obok, stare chałupy, niewielkie domki, stodoły z cegły z dziurawymi dachami. Sam Ryn, poza tym hotelem, nie jest miejscem ekskluzywnym, jest po prostu wsią o swojskim klimacie.

Miłe jest to, że zamek krzyżacki można zwiedzić z przewodnikiem. Trzy raz dziennie przewodnik oprowadza po zamku (o 11, 12 i 13). Obecni właściciele odtworzyli w zamku taki średniowieczny, rycerski klimat. Jest to ciekawe, jednak, ani na moment nie można zapomnieć, że jest się w luksusowym hotelu. Myślę, że poza ogólną konstrukcją, fundamentami, murami, nie wiele jest tu autentycznych elementów, szczególnie jeśli chodzi o wystrój wnętrz.  Więcej informacji znajdziecie tu.

A teraz kilka fotografii zamku i kilku miejsc w Rynie, które mnie urzekły.







Jak zwykle pływaliśmy jachtem wyczarterowanym w porcie Keja w Węgorzewie. Kolejny raz reklamuję ten port z ogromną satysfakcją. Po raz pierwszy żeglowaliśmy większą łódką niż Sasanka 620 czy Sasanka 660, bo Tangiem Sport. Z czego jesteśmy bardzo dumni. Daliśmy radę we dwójkę poprowadzić ogromny statek (ogromny, oczywiście w naszym odczuciu :)).



  I nasze patenty :)






Najpiękniejszy statek jaki spotkaliśmy na mazurskich wodach



A na zakończenie kilka widokówek









W mojej wakacyjnej przygodzie towarzyszyła mi oczywiście książka. Wybierając ją kierowałam się przede wszystkim następującymi wytycznymi:
  • musi być lekka i zmieścić się w torebce (podróżujemy pociągiem, więc to chyba zrozumiałe)
  • książka ta już bardzo długo czeka na przeczytanie (w podróży i tak to przeczytam, choćby był to podręcznik do fizyki, takim sposobem przeczytałam kiedyś w dzieciństwie w czasie jednego pobytu u babci Dumę i Uprzedzenie i Damę Kameliową)
  • muszę być gotowa na to, że się utopi w czeluściach mazurskich jezior i nie będę za nią jakoś szczególnie rozpaczać (czyli nie brać albumów wartych duże pieniądze i książek z bibliotek, gdzie wysoko sobie cenią swoje zbiory)
Więc, tym razem wybór padł na:

Zdjęcie z lubimyczytac.pl/upload/books/50000/50074/352x500.jpg




Jeśli zdążę, jeszcze dziś post o moich odczuciach po jej przeczytaniu.

Pozdrawiam!



*cytat autorstwa Marka Twain'a

3 komentarze:

  1. Super zdjęcia! ależ Wam zazdroszczę takiej udanej wyprawy :) moje próby zrobienia patentu skończyły się..w krzakach ;) a potem była matura i więcej nie próbowałam... I super dobór lektury.. ależ trafiłaś, jestem zakochana we Fridzie po uszy, chociaż ta książka bardziej dotyczy Diega ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ta książka bardziej dotyczy Diega, co mnie niezwykle irytowało :P a patentu na sternika też nie mam, jakoś ciągle zwlekam, a to brak kasy a to coś tam, póki co jeden nam wystarczy :P

      Usuń
    2. Dopóki pływasz to zawsze jeszcze możesz zrobić ;) Ja Mazury jak opuściłam, wyjeżdżając na studia, tak nigdy do pływania nie wróciłam ;( Czego czasem żałuję.
      Mnie też w tej książce denerwowało to że chodzi o Diega, ale cóż, powinnam się była tego domyślić w sumie, tylko jak zobaczę w tytule imię Fridy, albo jej zdjęcie gdzieś na okładce to doszczętnie głupieję ;) Przez to mam stos książek o Fridzie, a niestety może z dwie są naprawdę dobre. Moja ulubiona to ta napisana przez Hayden Herrerę ;)

      Usuń