wtorek, 25 grudnia 2012

Książki mojego dzieciństwa...

W ten Bożonarodzeniowy wieczór będzie nieco sentymentalnie.
Magda z kubkiem zielonej herbaty, co by nie zasnąć. Z brzuchem pełnym. Nieco zdziwionym, że da w siebie tyle wcisnąć po tylu tygodniach zadowalania się śladowymi ilościami jedzenia. Stres związuje żołądek i koniec kropka. A dzisiaj jest luz. Babcia do czwartku w domu. Na kilka dni mogłam wrócić do mojego pokoju. Do mojego kąta. Moich książek i mojego bałaganu. Jest cisza. Nie muszę oglądać ogłupiającej telewizji i słuchać setny raz tej samej historii. Tyle słowem wstępu, aby wszyscy wiedzieli, że jest dobrze.
Serce się też goi. Trochę to jeszcze potrwa, ale jest nadzieja.

W ten Bożonarodzeniowy wieczór o książkach mojego dzieciństwa.

Nie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. A przynajmniej, dzisiaj nie jestem  już pewna, czy był to dłuższy proces, czy przeważyła ta moja pierwsza wizyta w bibliotece. Pewne jest, że musiałam już umieć czytać, skoro zaprowadzono mnie do biblioteki. Myślę, że  moją miłość do książek zawdzięczam dwóm bliskim mi osobom, które tego dnia pokazały mi to miejsce pełne czarów i magii, niestworzonych historii i niezwykłych bohaterów. Nie umniejszając niczyjej roli w moim życiu, czasem wydaje mi się, że są to najważniejsze  i najbliższe mi osoby.

Jednak doskonale pamiętam pierwszą książkę, którą przeczytałam samodzielnie. Były to Przygody Filonka Bezogonka
Gdy tylko zaczęłam sama czytać, stało się tradycją, że co roku dostawałam na Gwiazdkę książkę. Pierwszą był, dla mnie już kultowy, Plastusiowy Pamiętnik Marii Kownackiej. Plastuś bardzo przypadł do gustu również Młodszej Siostrze, wtedy zupełnie maleńkiej, która dosyć szybko dorwała książkę i pomiziała ją farbkami. Książka została przeze mnie przeczytana jeszcze w Wigilię, ale i tak mile ją wspominam.


A teraz moja najukochańsza książka z dzieciństwa. Czytałam już ją tyle razy, że w pewnym momencie swojego życia pamiętałam kilka pierwszych rozdziałów na pamięć. Dzisiaj często w chwilach smutku, niepewności, kiedy potrzebuję pocieszenia i przytulenia, wracam do tej cudownej historii o dzieciach z Bullerbyn. Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren to niezwykle przyjemna powieść, pełna ciepła i przyjaźni. Nigdy nie zawodzi i jest dobra na każdy smutek. Mogłabym ją podarować każdemu. Nie tylko dziecku. To taki powrót do szczęśliwego dzieciństwa. Pierwszy raz przeczytałam ją w takim wydaniu, jak na zdjęciu poniżej. Mniej więcej była nawet w podobnym stanie. Później dostałam swój egzemplarz, który dzisiaj zajmuje honorowe miejsce na mojej półce.


Ostatnio, robiąc gwiazdkowe zakupy znalazłam w matrasie świetne wydanie baśni braci Grimm. Takie czerwone, niezwykle eleganckie i bardzo grube. Mój, ponad pięćdziesięcioletni egzemplarz nie prezentuje się tak okazale. Jest w nim zaledwie kilka baśni, jednak moich ulubionych, w tym o księżniczce i złotej kuli, no i oczywiście Titelitury. Znacie te baśnie?


Staram się znaleźć fotografie takich wydań książek, o których Wam teraz opowiadam, które sama przeczytałam, jednak z baśniami, jest to bardzo trudne, jak już wspomniałam wydanie ma na pewno więcej niż pięćdziesiąt lat. Jak je wygrzebie z półki i będzie lepsze światło, zrobię zdjęcie.

Nie pogardziłabym takim pięknym wydaniem baśni braci Grimm :) To jedna z tych książek, do których człowiek, nawet duży i dorosły, wraca i zawsze odnajduje coś mądrego.

Z ogromnym sentymentem wspominam również Akademię Pana Kleksa Jana Brzechwy. Chociaż tą książkę czytałam tylko raz i już nigdy do niej nie wróciłam, poza krótkim przypomnieniem, gdy była zadana jako lektura w starszych klasach podstawówki, świetnie ją pamiętam. Pan Kleks chyba już na zawsze będzie kojarzył mi się z Piotrem Fronczewskim. Zresztą, jak wracam do wierszy Brzechwy, to, zawsze w głowie mam ich "filmową" wersję.



Niemal zupełnie bym teraz zapomniała o książce, którą wiele razy próbowałam przeczytać zanim mi się to w końcu udało. A jak przeczytałam raz, to potem jeszcze jeden raz i jeszcze raz... A za każdym razem tak samo płakałam. Nie jestem pewna, czy gdybym w tym momencie sięgnęła po nią, czy nie płakałabym po raz kolejny. Mała Księżniczka Frances Hodgson Burnett trafiła do mojego domu zupełnie przypadkiem i została w nim na stałe.


Kolejna książka mojego dzieciństwa to Karolcia Marii Kruger. Mile wspominam tą opowieść o niebieskim koraliku. I była jeszcze druga część opowieści o Karolci, jak dobrze pamiętam...


I znowu klasyka. Czyli Tajemniczy Ogród Frances Hodgson Burnett. To jedna z pierwszych książek, do której przeczytania zachęcił mnie film. Z reguły najpierw czytałam książkę a potem ewentualnie oglądałam film. W tym przypadku kolejność była odwrotna.Ta opowieść również mnie wówczas urzekła. Miałam wtedy pewnie z dziewięć lat. Może trochę mniej.


Obiecałam sobie, że zmieszczę się w dziesięciu książkach. Także zbliżam się ku końcowi. 

O Ani mogłam czytać godzinami. Przeczytałam wszystkie części. Nie mam pojęcia, ile ich było, ale chyba całkiem sporo. Ciekawe jest, że nawet moja Prababcia (swoją drogą, mam nawet po niej imię) również doskonale pamięta tą książkę ze swojego dzieciństwa. Jednak ona wspomina głównie jakąś historyjkę o płukaniu ściereczki po myciu naczyń a ja... pamiętam jak grała Ofelię, zafarbowała sobie włosy na zielono albo jak sprzeczała się z Gilbertem, ale uwag Maryli o płukaniu ściereczki nie pamiętam...



Ostatnia, co nie znaczy, że najmniej lubiana. Wręcz przeciwnie. Czytając po nocach, trochę po kryjomu, płakałam ze śmiechu. Piszę, że trochę po kryjomu, bo często miewałam szlaban... na czytanie... Był to chyba jedyny sposób żeby mnie do czegoś zmusić...
Jeśli chodzi o książki Kornela Makuszyńskiego, to mile wspominam również Awanturę o Basię. Jednak, w konkursie na ulubioną, zdecydowanie wygrywa O dwóch takich, co ukradli księżyc. Pouczająca, zabawna, z morałem.




A gdy troszkę podrosłam, poznałam Jeżycjadę, Harrego Pottera i inne niezwykle ciekawe powieści, ale o nich innych razem. 

Tak wyglądają książki, które ja czytałam prawie piętnaście lat temu. Są to naprawdę, wyjątkowo mądre i ciekawe książki. Zajmują ważne miejsce w kształtowaniu się mojego literckiego gustu a także częściowo moich wartości i pierwszych spojrzeń na świat.  Nie mam pojęcia, czy dzisiaj dzieci wiedzą, kto to jest Makuszyński albo Maria Kruger. Nie wiem, czy rodzice zachęcają swoje dzieci do czytania. Znam niestety wiele osób, nawet bardzo bardzo inteligentnych, które nigdy dla przyjemności same z siebie nie przeczytały żadnej powieści. Więc pewnie dzieciom też nie będą czytać... A wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie...

A jakie są Wasze ukochane książki z dzieciństwa?

5 komentarzy:

  1. Mogłabym się podpisać pod większością podanych przez Ciebie tytułów :) Marię Kruger uwielbiam, nie tylko za "Karolcię", ale i za "Godzinę pąsowej róży", czy za "Ucho sto dwadzieścia pięć!" :) Anię także, ale oprócz niej mogłabym wymienić sporo książek L.M. Montgomery spoza serii o Ani. Dodałabym "Rokisia" Papuzińskiej, "Opowieści z ulicy" Broca Gripariego i "Za półką z książkami" tylko teraz nie mogę sobie przypomnieć autorki.
    W ogóle to fajny temat ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, a ja nie znam tych trzech ostatnich wymienionych przez Ciebie książek :) a godzina pąsowej róży to u mnie się zalicza już raczej do książek lat naście niż z dzieciństwa ;)

      Usuń
    2. Pewnie masz rację - tylko ja miałam dość nietypowe dzieciństwo i jakbym miała szczerze wymieniać to bym na przykład dodała "Lśnienie" i "Misery" Stephena Kinga, czy książki o Bournie ;) Miałam misz masz czytelniczy, bo czytałam wszystko to co dziadek ;) lektury typowo dziecięce szukałam sama i tu też wpadał misz masz, bo i te takie typowo dziecięce były i dla młodzieży ;)

      Usuń
  2. Istne książka mojego dzieciństwa było dla mnie Pismo Święte. Po przeczytaniu wielu rozdziałów Księgi Rodzaju, stwierdziłem, że nie ma sensu czytać innych książek, skoro nie przeczytałem Pisma Świętego. Teraz po wielu latach, pod natchnieniem czuję, że mogę kontynuować jego czytanie. Zacznę tylko od Nowego Testamentu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Biblia jest wyjątkową Księgą, ale mimo wszystko mam nadzieję, że gdy już ją przeczytasz, sięgniesz także po inne książki i odnajdziesz w nich również ciekawe i mądre historie, które czasem potrafią zmienić nasze spojrzenie na wiele spraw.

      Swoją drogą, zawsze bardziej wolałam czytać ST od NT. Życzę wytrwałości i ciągłego natchnienia!

      Pozdrawiam!

      Usuń