piątek, 14 marca 2014

Większość ludzi sądzi, że to ich właśnie maluję. Tak naprawdę maluję jednak smak, zapach, przestrzeń, którą zajmują. Staram się namalować całą ich drogę od zarodka do zwłok, a wszystko to w jednej chwili, w jednym miejscu.*

Znacie ten moment, kiedy jedziecie autobusem, czytacie sobie spokojnie książkę a ktoś Wam uporczywie zagląda przez ramię próbując rozszyfrować, jaki to tytuł Was tak całkowicie pochłonął?Dokładnie taka sytuacja mnie spotkała, kiedy kontemplowałam wraz z Whartonem jego proces tworzenia autoportretu. To jeszcze dzisiaj ktoś czyta Whartona? Słyszę za plecami. Właśnie, kto jeszcze dzisiaj czyta Whartona? Czego dzisiaj oczekujemy od powieści? Wartkiej akcji, nieoczywistych zakończeń, lekkiej i szybkiej lektury, niewielu opisów, najlepiej samych dialogów. Braku miejsca na refleksję, bo przecież żyjemy szybko i nie mamy na to czasu? Jeśli ktoś właśnie tego oczekuje od książki, Werniks zapewne go rozczaruje i zniechęci do innych dzieł tego pisarza. Bo taki właśnie jest Werniks. Melancholijny, spokojny, refleksyjny, osobisty.

Wharton zabiera mnie zawsze w podróż niezwykłą i jeszcze nigdy mnie nie rozczarował. Jego twórczość jest dla mnie zupełnie wyjątkowym doznaniem, niemal intymnym. Sięgam po jego powieści kiedy potrzebuję tego charakterystycznego ciepła, szczerości, intymności, po prostu... spokoju. Z tym właśnie kojarzy mi się jego nazwisko. Do tego jest również artystą. Takim, co wiąże sztalugi na plecach i jeździ swoim motocyklem po Paryżu w poszukiwaniu inspirujących miejsc i ludzi do malowania. No, jak go nie kochać? Moja miłość do Whartona nie jest pewnie dla Was niczym nowym. Jednak któż potrafi równie pięknie opowiadać o procesie twórczym?

Dlatego, pozwólcie, że dzisiaj oddam głos właśnie jemu. Posłuchajcie, jak pięknie opowiada o malowaniu i jak bardzo osobisty jest jego stosunek do sztuki.


Autoportrety to zdecydowanie najciekawsze obrazy. (…). Są równocześnie aktywne i pasywne, ciało i umysł postrzegają umysł poprzez ciało, oko maluje oko, które je widzi. Z autoportretu można dowiedzieć się wszystkiego; tego, jaki malarz jest, a jaki chciałby być; jak maluje, a jak chciałby malować, wszystko w tym samym miejscu i w tym samym czasie.*

Zaglądanie we własne wnętrze jest najtrudniejszą, a zarazem najbardziej satysfakcjonującą rzeczą, do jakiej zdolny jest człowiek.*

Potrzeba malowania oblewa mnie jak rumieniec, opanowuje mnie, wciąga w siebie. Staram się jej nie poddawać. Jest coś z szaleństwa w tym nagłym przypływie potrzeby, chęci wyrażenia siebie pędzlem*


Kiedy kogokolwiek maluję, nawet siebie, wariuję odrobinę. Pożądam czegoś, co nie istnieje, a prawdopodobnie w ogóle nie powinno istnieć.*

Kiedy maluję kogoś innego, jesteśmy bardzo blisko siebie, model, ja, sztalugi, tworzymy trójkąt, dotykamy się kolanami, zaplątani w siebie, przytuleni do sztalug. Potrzebujemy zbliżyć się, w przeciwnym razie mogę tylko patrzeć. A samo patrzenie podobne jest do obliczania, mierzenia czy opisywania, a może, co jest jeszcze gorsze, do szacowania.*

Jest to swego rodzaju osmoza, ludzie pozostają przeze mnie przefiltrowani. Nigdy nie zdarza mi się malować i patrzeć równocześnie. Maluję jak we śnie, absorbując moich modeli, jestem przez nich absorbowany. Stają się krwią, komórkami, związkami chemicznymi, elektrycznością w moim mózgu. Przechodzą przeze mnie, mieszają się ze mną, moimi kationami i anionami, moimi łańcuchami węglowodanów, chemicznymi bankami pamięci. Przez chwilę wszystko wrze dziko, a potem spływa po moich nerwach, wzdłuż ramienia do koniuszków palców i dalej do pędzla. Z pędzla wylewają się kolory i światło kierowane przez mój mózg, moje ciało, moją psychikę, przed moimi oczami, a wzrok mam zamglony przez modela, kogoś, nie mnie; wspomaga, przemienia mnie, symbiotycznie, trochę kanibalizmu z odrobiną rzymskiego pogaństwa.*

Każdy portret musi być nowym człowiekiem. Nową istotą, która powstaje ze zmieszania się drugiego człowieka ze mną. Jest to małżeństwo, chwilowe, ale spełnione, portret zaś jest naszym dzieckiem, narodzinami, drugim wspólnym spełnieniem.*

Gdyby ktoś mógł obserwować mnie przy pracy, oszalałby z całą pewnością. Wydawało by mu się, że patrzy na krawca, który pracuje starannie, ma do dyspozycji najlepszy materiał i nici i szyje płaszcz, który ma jeden rękaw dłuższy od drugiego albo brakuje mu w ogóle otworu na głowę.*

naśladowanie życia nie ma sensu, podobnie jak jego odtwarzanie, muszę je wynaleźć, wyobrazić sobie na nowo. Nie oznacza to malowania abstrakcyjnych przedmiotów ani teatralnych przekształceń czy wysilonych intelektualnie prób kompozycji. Wszystko to jedynie proste chwyty, techniki uniku. Trzeba pokazać życie takim, jakim się je widzi, jak się je odczuwa.*

moje kolejne obrazy wychodzą powykrzywiane w dziesięciu różnych kierunkach. Wszystko w porządku, taki właśnie jestem. Walczę o to, by pokazać moją osobistą rzeczywistość, jedyną, jaką znam. Staram się malować ostrożnie, z pełną uwagą i miłością.*

Zagłębiam się we wnętrzu nas obojga i staram się zebrać wszystko w jednym miejscu. Jesteśmy tak bardzo blisko kontaktu, to poważny wysiłek, sklejenie wszystkiego razem.*

rzadko przyglądam się sobie z bliska, jedynie wtedy, gdy maluję swój autoportret. Przypomina to sprawdzanie zegarka, patrzę, ile jeszcze zostało mi czasu, nie która jest właściwie godzina, tylko ile czasu już minęło, ile jeszcze mogło mi zostać.*

Jestem szczęśliwy, równocześnie żonglując dwoma, trzema wymiarami. Samo to wystarcza, by chciało mi się żyć*

Teraz żyję, oddycham pędzlem, kolor jak krew, światło jak tlen.*

Werniks nie jest jedynie opowieścią o życiu artysty, jego stosunku do pracy i samej sztuki. To także powieść o przemijaniu, miłości, spełnianiu swoich marzeń, przekraczaniu granic i chyba o tym, co dzisiaj najtrudniejsze, życiu w taki sposób, w jaki chcemy żyć, a nie w taki, jaki narzuca nam konsumpcyjna rzeczywistość.

Mam nadzieję, że mimo opinii, że Wharton to nudziarz, każda jego książka jest taka sama, pozbawiona akcji i ciągnie się, jak spaghetti, to nie przestaniemy go czytać. To naprawdę mądry i wrażliwy mężczyzna. 


* Werniks, William Wharton, Poznań 1994 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz