czwartek, 19 kwietnia 2012

30 dni z książką. Dzień Trzeci

Witajcie!
Ciężki dzień za mną. Dziesięć godzin zajęć to nie dla mnie. W ogóle wstawanie cały tydzień o 6 jest nie dla mnie. Przyznaję, uciekłam z ostatniego wykładu. Pan Doktor mówi, że nas za dużo chodzi a on nie lubi w auli. To sobie wzięłam to do serduszka. Nie powiem żeby mnie prawo własności intelektualnej w jego wykonaniu jakoś szczególnie interesowało. 90 minut dyktowania fragmentów ustawy... Dziękuję, przeczytam w domu. Pod kocykiem, z kubkiem zielonej herbaty.

Dzisiaj jest kolejny dzień mojej listy 30 dni z książką.


Dzień 3. Książka, która Cię kompletnie zaskoczyła.


Może tym razem Was zaskoczę książką, którą wybrałam. Nie będzie to bestseller. O dziwo, odwołam się do lektury. Wspominałam już, że przeczytałam ich niewiele. Zawsze bardzo dokładnie je selekcjonowałam przed przeczytaniem. Możecie to nawet nazwać zwykłym, pospolitym lenistwem i olewactwem, ale nigdy nie lubiłam być przymuszana do czytania książek. Nie jest to godne podziwu, ale nie przeczytałam nic Sienkiewicza, oprócz Janko Muzykanta i W pustyni i puszczy (wtedy jeszcze czytałam to co kazali).

Więc dzisiaj lektura. Lalka. Bolesław Prus. Ukazywała się  w odcinkach na łamach "Kuriera Codziennego" w latach 1887-89. Podobno od początku wzbudzała kontrowersje. Co zresztą jakoś szczególnie nie dziwi, kiedy bierze się pod uwagę obraz społeczeństwa, który stworzył Prus. Myślę, że nikt nie chce (a już na pewno nie warszawska arystokracja) żeby go krytykowano. I to do tego w tak otwarty sposób.


Powieść mnie zaskoczyła.

Szczerością.
Odwagą.
Refleksyjnością.
Połączeniem wątków miłosnych z politycznymi.
Zaangażowaniem społecznym.
Ukrytymi znaczeniami. Dwuznacznością.
Słowem. Narracją.
Zakończeniem.



Po przeczytaniu tej powieści mogłam spojrzeć na historię naszego państwa z innego punktu widzenia. Pomogła mi ona zrozumieć wiele procesów. I oczyściła, w moich oczach, społeczność polską z tego wyidealizowanego obrazu Polaków Patriotów, o których tak strasznie nas uczyli w szkole. Zobaczyłam, że arystokracja z lat 80-tych XIX wieku niczym się nie różniła od naszych dzisiejszych bogatych ludzi na świeczniku, dla których najważniejszy jest własny interes.

Podoba mi się, kiedy sztuka jest zaangażowana społecznie. Ma to dla mnie sens. Właśnie dlatego, władze państw komunistycznych wspierały sztukę abstrakcyjną, nieprzedstawiającą. O ile, dla Malewicza czarny kwadrat na białym tle nie był tak zupełnie bez znaczenia, to dla pospólstwa nic nie oznaczał. I o to chodziło. Nie było niebezpieczeństwa krytyki władz czy nawoływania do buntu przez sztukę.
Nie chce tu krytykować sztuki abstrakcyjnej, ale przykre jest, że tak była wykorzystywana. Bo przecież jakąś sztuką trzeba ludzi karmić.


Pozdrawiam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz