niedziela, 8 kwietnia 2012

O tym, jak poznałam i pokochałam Heban...

Błogi spokój. Ciepły koc. Kubek białej herbaty. Książka.

Pierwszy taki wieczór od dawna. Aż dziwnie, że nie trzeba rano wstawać. Mogę jeszcze poczytać. Jeszcze jeden rozdział...

Z początku, tak nietypowo się czuję, że aż nie wiem co zrobić. Siedzę w bezruchu, jakby w jakimś paraliżu. Myślę sobie, to może zacznę pisać referat? Przygotuję się do zaliczenia ćwiczeń, co przecież tak długo odkładam. I jeszcze jeden referat.
Cichy, lecz zdecydowany głos mi szepcze: Magda, przecież masz co robić! Weź się nie wygłupiaj!. A z drugiej strony nieśmiało, inny głosik: Przynajmniej dwa dni wolnego, błagam! Obiecałaś...

Muszę przyznać, że wygrał ten drugi. Po chwili bezczynności, przeanalizowaniu, co można robić w wolny wieczór, podjęłam pewne działania. Otóż, wzięłam długą, nieekologiczną kąpiel z książką. Zaparzyłam białej herbaty w ulubionym kubku. Schowałam stopy pod kocem i włączyłam komputer.

Jednak zaraz wyłączę go z powrotem i wrócę do Kapuścińskiego. Muszę przyznać się, że dopiero teraz poznaję jego twórczość. Gdy w liceum, a już pewnie i gimnazjum, o nim słyszałam, nie byłam nawet ciekawa tej literatury. Mimo, że od dziecka byłam rozkochana w książkach, to Kapuściński, właściwie samo to nazwisko, brzmiało mi groźnie, a przede wszystkim nudno. Byłam przekonana, że jest to proza napisana trudnym, nieprzystępnym dla przeciętnego czytelnika językiem. Nawet nie wiem skąd mi się to wzięło.

Teraz rozpoczynam prawdziwą przygodę. Naprawdę, ale tak odbieram czytanie jego reportaży. Jestem w trakcie czytania Hebanu. Całkowicie się uzależniłam od tej książki. Czytam ją w autobusie, zaraz jak wstaję (mając zajęcia wstaję 15 minut wcześniej, żeby przeczytać jeden reportaż) i przed spaniem. Przyznaję, zamiast przygotować się na zajęcia, czytałam Heban. Obecnie mam kilka dni wolnego więc pewnie za niedługo dokończę go czytać. Chociaż nie jestem pewna, czy chce kończyć. Delektuję się każdą stroną, zdaniem a nawet słowem. Czytam powoli, mimo, że zawsze połykam książki.

Dla niewtajemniczonych powiem, że Heban to zbiór reportaży Kapuścińskiego z jego pobytu w Afryce. Jest to zupełnie, dla mnie, nowe spojrzenie na Afrykę. Nie dlatego, że pokazuje biedę i nędzę na tym kontynencie, jak robi to większość autorów prac o Afryce. Pan Kapuściński, żyjąc w warunkach identycznych jak Czarni, dokładnie wgłębia się w ich kulturę. Chce poznać ją taką jaka jest naprawdę, a nie taką jaka jest wygodna dla Białego Człowieka. Rozmawia z tymi ludźmi a nawet zostaje ich przyjacielem. Jest w centrum wydarzeń i z niezwykłą wrażliwością odkrywa przyczyny trudnej sytuacji Afryki. Afryki, która w jego oczach jest miejscem nie tylko pełnym biedy, nędzy, wyzysku, ale również pięknym, o głębokich tradycjach rodzinnych. Poznajemy Afrykańczyków wiernych, czasem naiwnych, głodnych, ale również żądnych władzy, a przede wszystkim wolności.
Podążając za nim chcę tylko powiedzieć, żebyśmy w rozmowie o Czarnym Lądzie nie generalizowali, bo jak sam wiele razy to przypomina, nie można mówić o jednej Afryce, a co najwyżej o kilku Afrykach. Nigdzie indziej we współczesnym świecie nie spotkamy tak wielu kontrastów i przeciwieństw.

Podsumowując. Jestem po uszy zakochana w Hebanie. Uwrażliwia, otwiera nas na zupełnie nowe doświadczenia. Gorąco polecam Wam tą książkę!

Pozdrawiam Was Kochani!

2 komentarze:

  1. Już nie wiem ile sobie obiecuję nadrabianie Kapuścińskiego.. Ech, aż wstyd. Na pewno zacznę od "Hebanu" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heban jest dla mnie czymś wyjątkowym. Tutaj reportaż staje się prawdziwą literaturą :)

      Usuń